Wigilia z pułkownikiem – część 12

Boże Narodzenie

źródło zdjęcia: sxc.hu

WIGILIJNE POŻEGNANIE
– Wszyscy wojenni koledzy interesowali się cennymi zdobyczami. Ja skorzystałem tylko z berlinskiej restauracji, w której pozwoliłem sobie na pianino i na kilka skrzynek alkoholu. Mam zamiar ten instrument muzyczny sprezentować dla córki moskiewskiego przyjaciela, która ma także imię jak moja Wiera.
Witał nas już poranek Bożego Narodzenia, kiedy zrozpaczony pułkownik wstał od stołu. Podziękował nam za wszystko i powiedział:Jestem Wam bardzo wdzięczny, że z takim poświęceniem i wytrwałością wysłuchaliście moich żalów, bowiem bardzo mi to ulżyło, że miałem się komu zwierzyć ze swej niedoli. Czytaj więcej…

Wigilia z pułkownikiem – część 11

Druga wojna światowa

źródło zdjęcia: sxc.hu

II WOJNA ŚWIATOWA
Czas płynął. Bez problemów kierowałem uczelnią. Termin na wakacje do Moskwy był już ustalony. Dasza miała wiele problemów w wyborze odpowiedniego ubioru w tak ważną gościnę. Dzieci z niecierpliwością oczekiwały na zwiedzenie Moskwy.

Nagle, jak grom z jasnego nieba spadła na nas groźna wiadomość o niemieckiej agresji na Rosję. Wszelkie plany odwiedzin zostały pogrzebane. Na twarzy Daszy pojawił się wielki smutek i trwoga. Niemiecka armia błyskawicznie przeszła przez tereny pogranicza. Front załamał się na wielu odcinkach. Po dwóch miesiącach trwały już walki w obronie Moskwy. Czytaj więcej…

Wigilia z pułkownikiem – część 10

Woroszyłow

źródło zdjęcia: sxc.hu

NIESPODZIEWANY GOŚĆ
Pod koniec lata 1940 roku, zbliżała się dwudziesta (po zwycięstwie Wielkiej Rewolucji) rocznica istnienia naszej uczelni. Otrzymaliśmy depeszę z Moskwy, że na cześć ważnego wydarzenia, na polecenie Woroszyłowa przyjedzie delegacja. Przez kilka dni przygotowywaliśmy się do jej przyjęcia. Kiedy nadszedł ten dzień, pod uczelnię podjechały trzy limuzyny. Ja z dyrektorem wyszliśmy na spotkanie z ważnymi gośćmi. Zdziwiłem się kiedy zobaczyłem wysiadającego z pierwszej limuzyny barczystego pułkownika. Był nim mój były anioł stróż kapitan Jermołow. On też od razu mnie poznał. Czytaj więcej…

Wigilia z pułkownikiem – część 9

Woroszyłow

źródło zdjęcia: wikipedia.org

WE WŁASNYM DOMU
Nazajutrz rano, z przytuloną do mnie Daszą jechaliśmy pociągiem do Charkowa. Podczas podróży snuliśmy plany naszego wspólnego życia. W Charkowie Dasza zachwycała się naszym mieszkaniem i każdym przedmiotem. W przypływie radości zapytała mnie:

– Czy my przypadkiem nie trafiliśmy do raju?

Nie dowierzała, że jej życie w tak krótkim czasie, przekroczyły granice jej marzeń. Wzięła mnie za rękę, przyprowadziła do łóżka i kazała usiąść. Usiadła także przy mnie. Objęła mnie, położyła głowę na moich kolanach i nagle usnęła. Nie dziwiłem się. Po takich wrażeniach, w tak krótkim czasie jej słaby organizm, doprowadził do tak twardego snu. Gdy na drugi dzień słońce zaglądało w nasze okna, obudziłem się. Przy mnie siedziała Dasza. Czekała na moment mojego przebudzenia. Zdążyła obudzić się pierwsza i chciała mnie zaskoczyć swoją troskliwością we własnym domu. Zdążyła już posprzątać całe mieszkanie i nakryć do stołu. Czytaj więcej…

Wigilia z pułkownikiem – część 8

Krym

źródło zdjęcia: sxc.hu

ODWIEDZINY
Zaraz po obchodach rewolucji wybrałem się w pierwszą podróż z Moskwy. Był to lot za Ural do Czelabińska. Tam właśnie mieszkała moja siostra. Chciałem jej podziękować za jej niezmierny trud włożony w moje poszukiwania. Była sama, bez rodziny, bowiem mąż ją porzucił. Bardzo nienawidził jej carską przeszłość. Po rozwodzie ożenił się z córką politruka. Wyjechał z nią do tundry agitować Eskimosów. Siostra żyła skromnie. Była nauczycielką. Z przesłanej depeszy od Woroszyłowa wiedziała już, że jestem w Moskwie. Z wielką niecierpliwością czekała na moje odwiedziny. Gdy tylko przekroczyłem próg jej domu, rzuciła mi się na szyję. Z tak niebywałego spotkania zalewaliśmy się oboje łzami. Czytaj więcej…

Wigilia z pułkownikiem – część 7

Moskwa

źródło zdjęcia: sxc.hu

SPOTKANIE Z NAJWYŻSZYM KOMISARZEM
Na lotnisku w Moskwie kapitan Jermołow gdzieś zadzwonił. Po kilkudziesięciu minutach pod gmach lotniska podjechała czarna limuzyna. Wysiadł z niej pułkownik NKGB. Przywitał się z moją asystą. Jermołow przedstawił mnie pułkownikowi. Pułkownik niezbyt życzliwym wzrokiem zmierzył mnie oczami od stóp do głowy. Po przywitaniu się jechaliśmy przez Moskwę. Po drodze pułkownik opowiadał, że Woroszyłow niepokoił się o nas podczas długiego czekania.

Jadąc obserwowałem Moskwę udekorowaną na czerwono w przed dzień trzynastej rocznicy rewolucji. Na flagach powiewały portrety wodzów rewolucji. Całe miasto tętniło życiem. Podjechaliśmy pod zabytkową, murowaną bramę. Czułem, że tutaj wyjaśni się moja tajemnica. Czytaj więcej…

Wigilia z pułkownikiem – część 6

kamczatka

źródło zdjęcia: sxc.hu

MIŁOŚĆ Z KAMCZATKI
Gdy odzyskałem przytomność, leżałem w luksusowej pościeli. Obok mnie siedział lekarz ze słuchawkami zawieszonymi na szyi. Z drugiej strony łóżka stał kapitan z NKGB, który przed utratą przytomności na statku złożył mi niedorzeczny meldunek. Byłem w szpitalu w Pietropawłowsku. Gdy spojrzałem na lekarza powiedział mi:
– Wszystko będzie dobrze.

Spojrzałem na kapitana, który stał po drugiej stronie łóżka i z uśmiechem powiedział:
– Woroszyłow z Was zrobi jeszcze kamandira.

Czułem się bardzo słabo, nie mogłem rozmawiać. W myślach bez rezultatu rozwiązywałem niepojętą zagadkę. Pogrążonego w myślach opanował mną sen. Gdy się obudziłem i otworzyłem oczy, myślałem, że nadal śpię. W tym cudownym śnie widziałem piękną dziewczynę z czarnymi warkoczami zwiniętymi w o kół głowy. Czytaj więcej…

Wigilia z pułkownikiem – część 5

Nad Pacyfikiem

źródło zdjęcia: sxc.hu

NAJDŁUŻSZY REJS W NIEZNANE
Ten dosyć znośny okres mojej katorgi przerwała wiadomość,że opuszczamy Amur, a właściwie odpływamy. Grupa ok. 70 osób w której między innymi znalazłem się ja i Alosza wchodziła trapem na statek. W porcie na innym statku grał bajan. Melodia walca „Amurskije wołny” kołysała się na falach Amuru, które w takt uderzały o burtę naszego statku. Alosza miał w oczach łzy. Coś złego przeczuwał. Nad Amurem bardzo go polubiłem. Pocieszałem go, by nie tracił nadziei na spotkanie ze swymi rodzicami. Miał zaledwie 29 lat. Przeżywaliśmy razem naszą spólną gorycz. Płynęliśmy Amurem na wschód w nieznany rejs. Po całodobowej podróży, w Nikołajewsku przesiedliśmy się na parowy statek dalekomorski. Z Amuru wypłynęliśmy na morze Ochockie Wszyscy skazańcy wyglądali jak żywe mumie. Nikt się nie uśmiechał, nikt nic nie mówił. Czytaj więcej…

Wigilia z pułkownikiem – część 4

rewolucja w Rosji

źródło zdjęcia: sxc.hu

PODRÓŻ DO GÓR ŚMIERCI
Na drugi dzień wszystkich załadowano na statek pasażerski. Podróż wzdłuż brzegów Bajkału trwała niecałą dobę. Gdy Bajkał się skończył płynęliśmy jeszcze rzeką, aż do jej wartkiego nurtu. Dalej szliśmy pieszo wzdłuż rzeki a później wąwozami wśród gór szlakiem, którym od wieków wędrowali kupcy. Zboczenie ze ścieżki było niemożliwe. Po obu stronach wznosiły się wysokie góry lub bezkresna tajga z gęstymi zaroślami i poszyciem do nie pokonania. Na ucieczkę nie było szans. W nocy musieliśmy spać jeden przy drugim, tworząc krąg. Środek był przeznaczony dla dwóch strażników. Następnych ośmiu czuwało na zewnątrz. Skoro świt, po posiłku, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Na górzystym szlaku napotykaliśmy wiele niewielkich osad. Tubylcy wychodzili z domów. Niektórzy z niewdzięcznością wyzywali nas od carskich burżujów. Tą hańbę w pogardzie i rozpaczy często musieliśmy znosić. Na górskim rozdrożu dotarliśmy do „Sowchozu” (Sowietskoje Choziajstwo). Było to leśne gospodarstwo. Czytaj więcej…

Wigilia z pułkownikiem – część 3

rewolucja w Rosji

źródło zdjęcia: sxc.hu

DZIKIE MIASTO
Z Omska ponad 1000 km. jechaliśmy długo aż do Bracka. Po rewolucji tym dzikim, drewnianym miastem rządzili carscy przestępcy. Przed rewolucją chronili się oni w bezkresnej tajdze. Po rewolucji wrócili z niej i pozajmowali ważne stanowiska. Zdziczali ludzie wprowadzili swoje, dzikie prawo. Każdego dnia i w nocy trwała strzelanina. Każdego dnia kogoś rozstrzeliwano. Tam jeszcze trwała rewolucja. Tam jeszcze zabijano bogatszych ludzi. Tam w górzystym terenie przez dwa miesiące w nieludzkich warunkach budowaliśmy drogi. Tam przy każdym spotkaniu z cywilami nazywano nas „carskimi parazitami” (pasożytami). Tam kto posiadał broń czuł się jak pan na swoich włościach. W każdej chwili taki dzikus mógł strzelić do każdego z nas i nie odpowiadał by za to. Tam także w nieludzkich warunkach ciężkiej pracy wśród skazańców śmierć zbierała swe żniwo. Kilkanaście osób umarło z wyczerpania. Pozostali oni na zawsze, zasypani w nasypach drogowych stoków górskich. Do Bracka przybywały nowe grupy skazańców. Czytaj więcej…

Nasz serwis wykorzystuje pliki "cookie". W przypadku braku zgody prosimy opuœścić stronę lub zablokować możliwośœć zapisywania plików "cookie" w ustawieniach przeglądarki.