
źródło zdjęcia: sxc.hu
Po wojnie z Ziem Zachodnich wysiedlono Niemców. Napływali tu repatrianci ze wschodu i przesiedleńcy z polskich regionów zachodnich. Byli to ludzie różnych narodowości i różnej wiary. W każdej wsi osiedliło się po kilku weteranów wojny. Mieli oni przywilej zajmowania za darmo gospodarstwa w rekompensacie za czynny udział w wojnie. Każdej soboty organizowano zabawy w każdej wsi. A najważniejsze zabawy odbywały się na sali Gromadzkiej Rady Narodowej w Skąpem. W 1948 roku wybraliśmy się z bratem na taką zabawę. Ciekawe było, że powojenna młodzież była różnej narodowości, a bawiła się wyjątkowo grzecznie i to bardzo grzecznie. Przez wiele lat w każdej wsi nie spotkałem żadnej bijatyki. Dziewczyny były biedne, ale piękne i dość ładnie się ubierały. Na każdej zabawie tradycyjnie po paru kawałkach muzykanci zarządzali „białego walca”. Każda dziewczyna znała tą tradycję i przed tym kawałkiem już miała sobie upatrzonego partnera. No i stało się to na sali tanecznej w Skąpem. W chwili, kiedy ten walc tylko zabrzmiał, dziewczyny z miejsca ruszały do ataku. Spostrzegłem jak pierwsza, piękna dziewczyna przez całą salę szybko podążała do mojego brata. Przede mną też jedna dygnęła, ale ja nie byłem jeszcze tak zaawansowany, by szaleć za dziewczynami. Po tym kawałku podziękowałem jej, pocałowałem w rękę i skończyło się na życzliwych uśmiechach. Natomiast dziewczyna brata już nie wypuściła go z rąk. Była bystra i śmiała, mieszkała w sąsiedniej wsi Darnawa, nazywała się Waleria Kastrycka. Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: sxc.hu
Los wojennego tułacza – część 13
Powstała ona w porozumieniu z Niemcami 14 października 1942 roku dzięki inicjatywie ukraińskich nacjonalistów. Ich celem było spacyfikowanie Rosjan, Polaków, Czechów, Żydów i innych narodowości, co w konsekwencji miało dać podwaliny pod utworzenie niezależnego państwa ukraińskiego. Liczebność tej armii w roku 1944 wynosiła 40 tysięcy ludzi. Kulminacja mordu Polaków gdzie bestialsko wymordowano co najmniej 50 tysięcy rodaków, miała miejsce latem 1943 roku. Po konferencji w 1945 roku w Jałcie i Poczdamie, gdzie ustalono granice Polski, działalność UPA była wciąż bardzo aktywna. Dlatego też po kapitulacji Niemiec, żołnierze naszego pułku nie trafili do swoich domów lecz w Bieszczady, celem ostatecznego rozgromienia ukraińskich band. ( Ostateczne niedobitki UPA zostały zlikwidowane w 1953 roku). Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: sxc.hu
Los wojennego tułacza – część 12
W dniu 14 kwietnia 1945 roku prawie miesiąc odpoczynku i spokoju szybko minął, a uzupełniona nowymi poborowymi kompania znowu ruszyła w drogę. Nic nam jednak nie mówiono dokąd podążamy. Orientowaliśmy się jednak sami, że z pewnością do Berlina. Maszerowaliśmy przez sześć dni i dotarliśmy w rejon Kostrzyna n/O. W okolicy wsi Gozdowice zastaliśmy duże zgrupowanie wojsk Armii Czerwonej i Wojska Polskiego, z dużą ilością sprzętu bojowego. Kostrzyn był odległy od nas z lewej strony o około 8 km. Dowiedzieliśmy się, że całą pewnością będzie próba forsowania Odry. Rzeka podczas wiosennych roztopów była szeroko rozlana co najmniej na 180 m. Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: sxc.hu
Los wojennego tułacza – część 11
6 marca 1945 roku wieczorem, dotarliśmy do Kołobrzegu. Rozlokowaliśmy się w opuszczonych przez niemieckich mieszkańców domach na przedmieściu. Dowódca przed snem zapowiedział nam:
– Proszę na zapas dobrze się wyspać, wyczyścić i sprawdzić broń. Dostaniecie też dodatkowo naładowane magazynki do pistoletów, a także granaty, otrzymacie też suchy prowiant na kilka dni. Przez tych kilka, a może nawet i kilkanaście dni, każdy będzie dbał i troszczył się sam o siebie, jeżeli chodzi o zaopatrzenie w żywność. Nie przewidujemy, że walki tu będą trwać długo, może pięć, może dziesięć dni. Dość już mamy marszów, dotarliśmy do celu którym jest Kołobrzeg. Mamy nadzieję, że zdobędziemy to miasto, albo może też tak się zdarzyć, że honorowo zginiemy w walce o niego. A więc, jutro do boju! Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: sxc.hu
Los wojennego tułacza – część 10
19 lutego 1945 roku nasi zwiadowcy wykryli, że w pobliskich lasach kryją się grupy niemieckich niedobitków które zdołały ujść z życiem z zagrożonej twierdzy. Do ich zlikwidowania wytypowano naszą kompanię. Zaraz po śniadaniu na zbiórce, nasz porucznik Święcicki równy chłop, swoich podopiecznych zapoznał z ustalonym planem naszej akcji. Gdy już byliśmy głębiej w lesie, nakazał nam utworzenie tyraliery. Szliśmy blisko jeden drugiego, by się nie pogubić i mieć łączność między sobą w gęstwinie. Żaden Niemiec nie miał prawa przedostania się przez naszą blokadę. Daleko nie uszliśmy kiedy zauważyliśmy na świeżym śniegu dużo żołnierskich śladów. To nas zmusiło do większej czujności, bo przewidywaliśmy, że możemy spotkać się z dużą grupą uzbrojonych Niemców. Czytaj więcej…
źródło zdjęcia: sxc.hu
Los wojennego tułacza – część 9
Na następne dni zaopatrzenie było zapewnione. Opuszczając farmę zabraliśmy kilka worków z obrokiem dla koni, a znaleziona beczka z paliwem też nam się przydała. Załadowaliśmy też na furmanki pozostałe mięso oraz dwie konwie mleka i najważniejsze, 3 konwie zdobycznego spirytusu które były pod kontrolą porucznika. W mroźne dni na postojach, dawał do kolacji każdemu z nas po pół szklanki czystego spirytusu. Z noclegami już na tych terenach nie było problemów. Było mnóstwo opuszczonych domów, z których zawsze korzystaliśmy. Od dłuższego czasu noclegi w lesie nam nie groziły. Każdy wiedział, że bezustanne marsze z pewnością wkrótce się skończą i trzeba będzie zmierzyć się w walce z wrogiem. Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: sxc.hu
Los wojennego tułacza – część 8
20 stycznia 1945 roku po śniadaniu, opuszczaliśmy Warszawę maszerując szosą w kierunku Błoni i Sochaczewa. Wróg wciąż się cofał, ale jego samoloty sprawiły nam wielką grozę podczas marszu szosą. Maszerowaliśmy spokojnie jak gdyby nic się nie działo, niespodzianie jednak nadleciały bombardując i ostrzeliwując z karabinów maszynowych naszą kolumnę. Powstał ogromny popłoch i zamieszanie. Nasza artyleria przeciwlotnicza kierowała ogień do samolotów, a jeden z nich został trafiony. Spadając na ziemię wybuchł razem z jego załogą. Ostrzeliwanie z samolotów było bardzo groźne. Grad kul sypał się na nas, a schować się nie było gdzie. Po obu stronach szosy były gołe pola, jedynie rowy przydrożne były minimalnym schronieniem. Nalot trwał krótko i w obawie przed artylerią przeciwlotniczą samoloty szybko odleciały. Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: sxc.hu
Los wojennego tułacza – część 7
15 grudnia 1944 roku z wielkim trudem, wyczerpani, z pokaleczonymi nogami dotarliśmy do prawobrzeżnej Warszawy. Po upadku powstania lewą stronę Wisły okupowali jeszcze Niemcy, nam natomiast po tak ciężkiej i długiej podróży nakazano przez dwa dni odpoczywać.
17 grudnia 1944 roku to ważny dzień w moim życiu, bowiem ukończyłem wtedy 21 lat… . W tym właśnie dniu miała miejsce ważna dla nas uroczystość. Na przedmieściu Warszawy w Drewnicy na placu miejskim, składaliśmy przysięgę na wierność Ojczyźnie i narodowi polskiemu, oraz przysięgaliśmy walczyć, aż do zwycięstwa z okupantem hitlerowskim. Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: Władysław Jackowski
Los wojennego tułacza – część 6
6 wrzesień 1944 rok tego dnia po południu pociąg zmniejsza szybkość na dużej stacji. Wnet pojawił się na tablicy duży napis – LUBLIN! Byliśmy ucieszeni. Po zatrzymaniu się pociągu pojawili się nasi, sowieccy konwojenci i krzyczeli:– Wysiadać! Wysiadać! Koniec podróży!- Chociaż wszyscy byliśmy zmęczeni i głodni, ale uradowani końcem udręki która trwała całe dwa tygodnie.
Wszyscy z wagonów wyszliśmy na peron, który zapełnił się żołnierzami jeszcze w rosyjskich mundurach. Konwojenci z dworca gdzieś zadzwonili, a my na peronie czekaliśmy około godziny. W pewnym momencie przed dworcem pojawił się wojskowy „gazik” z którego wysiadło trzech polskich żołnierzy, w tym oficer w randze kapitana. Na peronie przywitali się z rosyjskimi konwojentami, a po krótkiej rozmowie i przekazaniu dokumentów, kapitan na peronie zarządził zbiórkę w dwuszeregu. Przywitał nas tradycyjnym: – czołem żołnierze. – Po kolejno odlicz, widocznie stan nasz się zgadzał, gdyż po wymianie dokumentów polski oficer podziękował rosyjskim konwojentom, którzy natychmiast udali się na dworzec. Oficer jednemu ze swoich żołnierzy polecił, by nas wszystkich odprowadził do przygotowanego dla nas lokum, a z drugim (bodajże sekretarzem) odjechał samochodem. Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: sxc.hu
Los wojennego tułacza – część 5
7 sierpnia 1944 rok nasz pociąg pędził ciemną nocą w kierunku Moskwy, systematycznie oddalając się od surowej północy. Podczas podróży często wspominaliśmy swoich nieszczęśliwych pozostawionych na obczyźnie Rodaków, nie mających żadnych szans nie tylko na walkę o wolność swojej Ojczyzny, ale również na powrót do niej. My mieliśmy powód do radości, bo jechaliśmy do Polski, do cieplejszego kraju i do naszych stron rodzinnych. Nie martwiliśmy się o to co z nami będzie i co nam zgotuje wojenny los i cieszyliśmy się bardzo, że nie będziemy zmuszani do walki o stalinowską Rosję. Marzyliśmy tylko, by po tułaczce, po wyzwoleniu Polski wrócić do swoich domów, do swoich rodzin, do swoich stęsknionych za nami dziewcząt, do których z pewnością wielu z nas nie miało już wrócić… Czytaj więcej…