źródło zdjęcia: Cezary Woch
Wstaje nowy dzień. O godzinie ósmej wyjeżdżamy w busz. Początkowo poruszamy się wyschniętym korytem rzeki. Rysiek „przytomnie” zauważa, że jedziemy korytem rzeki, ponieważ zwierzyna schodzi do wodopojów i łatwiej można ją spotkać. Ja na to odpowiadam, czy widzi tu gdzieś wodę…? No faktycznie…. .
Przemieszczamy się po równym i uleżanym piasku. Na razie obserwujemy łagodne zbocza rozciągające się wzdłuż koryta rzeki. Powoli zbliżamy się do gór. Busz staje się rzadszy. W pewnym momencie widzę kudu. Byk całkowicie ukryty w krzakach buszu, z czujnym zainteresowaniem przygląda się intruzom. Pięknie skręcone rogi, dla mnie dobry…, ale Cat rzuca krótko: junge /młody/! Jedziemy dalej. Czytaj więcej…
źródło zdjęcia: Cezary Woch
Jedziemy w sześciu: Folke, Cat i nas trzech, za kierownicą Murzyn. Ponieważ szansa na spotkanie zwierza jest niewielka, robimy losowanie kto „w razie czego” strzela pierwszy. Szczęśliwcem okazuje się Rysiek. Niedbale komentuje, że on zawsze wylosowuje pierwsze numery, niech mu tam… .
Toyota wolno pokonuje nierówny teren. Dojeżdżamy do wyschniętego piaszczystego koryta rzeki, jedziemy nim. Po obu stronach łagodne wzniesienia zakończone skalnymi ostańcami. Wszędzie gęsty busz, ale ukształtowanie terenu daje dobrą możliwość obserwacji. Sycę oczy zielenią kolczastych krzewów i podziwiam dziką i surową krainę. Czytaj więcej…
źródło zdjęcia: sxc.hu
Późnym popołudniem, potężny boeing z fantastycznie kolorowo pomalowanym kadłubem i pół tysiącem pasażerów na pokładzie, lekko oderwał się od płyty paryskiego lotniska. Ledwie osiągnął swoją standardową wysokość lotu, a już wokół pasażerów zaczęły krzątać się czarne dziewczyny z obsługi.
Każda z nich o nieprzeciętnej urodzie, z czarującym uśmiechem obsługiwała swój sektor. Oryginalne, piękne rysy twarzy, śnieżnobiałe zęby i fantastyczne fryzury dawały nam przedsmak Afryki. Wśród pasażerów nie widać było lęku spowodowanego lotem. Młodzi i starsi, o różnych odcieniach i kolorach skóry czytali prasę, lub popijając różnego rodzaju trunki i ochoczo dyskutując, co chwilę wybuchali śmiechem zdając zupełnie nie przejmować się tym, że lecimy na wysokości dziesięciu kilometrów, na zewnątrz temperatura -35 st. C , a samolot leci z prędkością ponad 900 km/godzinę. Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: Waldemar Porębny
Ostatnio w Chinach było święto, więc dni wolne. Postanowiłem zobaczyć coś więcej niż tylko miejsce gdzie pracuję i Szanghaj. Nieoceniony internet powiedział mi, że miasto Suzhou jest godne uwagi samo w sobie no i w pobliżu jest wioseczka nazywana „małą Wenecją”.
Wiedziałem, że życie indywidualnego turysty w Chinach nie jest lekkie ale nie ma jak zasmakować tego samemu.
Mieszkam w Nantongu (według Chińczyków jest to malutka mieścina licząca ok. 1.7 mln mieszkańców) i do Suzhou należało wybrać się autobusem. Do dworca autobusowego łatwo się dostać ponieważ wystarczyło pokazać palcem na mapie taksówkarzowi, który tylko kiwnął głową i dowiózł mnie na miejsce.
Czytaj więcej…