Powrót do Polski

Halina Paszkowska

źródło zdjęcia: Halina Paszkowska

Sybiracka opowieść część 3
Chociaż było to również zakazane, lekcje odbywały się w języku ojczystym. Było tam 150 dzieci podzielonych na grupy młodszych starszych i średnich szkolników, mnie zaliczono do średniaków. Dzieci pracowały w pobliskim kołchozie przy zbiorze bawełny. Kiedy maszerowaliśmy czwórkami na plantację, pilnie wypatrywaliśmy czy nie leżą gdzieś ogryzki po zjedzonych jabłkach.

Kiedy Kazach rzucał ogryzek, dzieci na wyścigi padały na kolana wyrywając go sobie jedno drugiemu. Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie ile ja tych ogryzków zjadłam. Z głodu jedliśmy również ziarnka bawełny, chociaż były niesamowicie gorzkie. Czytaj więcej…

Przerażający GŁÓD!

podróż do Kazachstanu

źródło zdjęcia: Halina Paszkowska

Sybiracka opowieść część 2
Tatuś pracował w kołchozie kosząc zboże kombajnem. Tam deszcz nie padał, a pola nawadniane były specjalnymi rowami melioracyjnymi. W kołchozie tym nie było wody po którą należało chodzić po kilka kilometrów.Początkowo otrzymywaliśmy pomoc z UNRY która była amerykańską organizacją pomagającą ofiarom wojen. Dostawaliśmy ubrania i jedzenie, jednak wkrótce ta pomoc z nieznanych nam powodów całkowicie ustała i zaczął się przerażający GŁÓD! Bywało tak, że przez trzy dni nie mieliśmy nic do jedzenia!

Miejscowi Kazachowie początkowo byli bardzo dla nas życzliwi, częstowali jedzeniem, ale później przestali. Zaproponowali Mamie pracę przy ręcznym mieleniu pszenicy. Do naszej lepianki przynieśli żarna na których Mama mieliła ziarno. Czytaj więcej…

Panienko Najświętsza, powróć nas z Sybiru do Ojczyzny Naszej!

podróż do Kazachstanu

źródło zdjęcia: Halina Paszkowska

Sybiracka opowieść część 1
Kazach wysypał z woreczka na ziemię z trudem zebrane przez nas na ściernisku połamane kłosy i na naszych oczach końskimi kopytami wbijał je w ziemię. Upadłyśmy na kolana błagając go aby pozwolił zebrać nam ziarno, a on kazał wynosić się precz…!
Maj 2012 roku. Nietkowice.

Nazywam się Halina Paszkowska i urodziłam się jako jedynaczka 1 sierpnia 1933 roku w Warszawie. W 1937 roku wyjechaliśmy na wschód na Polesie, do miejscowości Smolarnia w powiecie Mikoszewicze w województwie Łuniniec. Smolarnia była niewielką osadą składającą się z 5 domów. Ojciec Julian Szatiłło ukończył kurs dla gajowych i rozpoczął pracę w tym zawodzie.

Kiedy w 1939 roku wybuchła wojna i na Polesie wkroczyła Armia Czerwona, Matka przeczuwając nadciągające nieszczęścia zaproponowała abyśmy wyjechali do siostry Ojca do Skarżyska. Ojciec jednak który był człowiekiem spokojnym i dla wszystkich niezwykle życzliwym odpowiedział, że nikt nam nic nie zrobi ponieważ nikomu nie szkodzi, zajmuje się tylko lasem, to jakoś przeżyjemy. Czytaj więcej…

Wśród kazachskich stepów

syberia

źródło zdjęcia: Jadwiga Andrzejaszek

Na Syberii przeżyliśmy tylko dzięki zaradności moich Rodziców. W „ziemlance” pod piecem siedziała nasza jedyna kura znosząca codziennie jedno jajko i dwie królice które coraz się kociły. Ojciec w Irtyszu łapał ryby, a w kołchozowym magazynie tłuste wróble, poza tym mieliśmy szczęście spotykać dobrych ludzi, którzy nie robili nam żadnej krzywdy. Marzec 2012 roku. Bródki.

Nazywam się Jadwiga Andrzejaszek z domu Gomółko i urodziłam się 27 maja 1935 roku za Bugiem, koło Wilejki. Mój Ojciec był wojskowym i służył najpierw w Armii Radzieckiej, a następnie przeszedł do Polskiego Wojska i pełnił służbę w Sokółce /Grodnie/ gdzie poznał Mamę. Kiedy się pobrali zmienił pracę i został leśniczym w prywatnych majątku ziemskim. Miałam dwie siostry i dwóch braci. Kiedy w 1939 roku sowieci weszli do Polski aresztowali mojego Ojca, skazali go i osadzili w więzieniu, bo to był „Polski Pan”! Czytaj więcej…

Mój Dziadek i Ojciec byli kułakami…

parzone pokrzywy

źródło zdjęcia: Cezary Woch

Mija właśnie 72 lata kiedy w nocy 10 lutego 1940 roku do drzwi naszego domu załomotał uzbrojony sawietskij sałdat i ukraiński aktywista. Dali rodzicom tylko chwilę na zabranie najniezbędniejszego dobytku. Pokrzykując na nas, wyprowadzili całą rodzinę do sań stojących tuż przed domem, a kudłaty konik ruszył zwolna wioząc nas w siarczystym mrozie w nieznany i okrutny etap naszego życia. Miałam wtedy 4 lata. Luty 2012 roku, Szklarka Radnicka.

Nazywam się Julianna Domańska z domu Gruszewska i urodziłam się 26.10.1936 roku w Zofiówce w województwie Tarnopolskim na Ukrainie. Mój dziadek pochodził spod Mielca, gdzie tak jak w całej Galicji panowała przysłowiowa „galicyjska bieda”, a ludzie masowo wyjeżdżali „za chlebem”, głównie do Ameryki. Czytaj więcej…

Powrót do domu

praca

źródło zdjęcia: Władysława Dobroczyńska

Dymy nad Mauthausen część 4

Z czasem stałam się „nadliczbowa” ponieważ nie karmiłam świń, a sytuacja na froncie wymagała rąk do pracy, dlatego też mój Bauer musiał mnie oddać do pracy przy kopaniu okopów. W dniu 24 listopada 1944 roku wywieziono mnie na pogranicze Austrii, Węgier i Czech. O ile pamiętam było stamtąd około 15 kilometrów do Bratysławy. Jest tam jakieś duże jezioro na którym obecnie rozgrywane są sportowe zawody.

Na początku pracowałam w kuchni. Było tam 9 kotłów w których gotowałyśmy posiłki dla kopiących okopy. Czytaj więcej…

Mauthausen – najokrutniejszy obóz koncentracyjny III Rzeszy

obóz koncentracyjny

źródło zdjęcia: Władysława Dobroczyńska

Dymy nad Mauthausen część 3

Punktualnie o godzinie 12 tej i o godzinie 19 tej wtedy kiedy schodziliśmy z pola, rozlegały się eksplozje w kamieniołomach. Niemcy wysadzali kolejne granitowe bloki które były następnie obrabiane przez więźniów. W każdym gospodarstwie widać było ślady ich katorżniczej pracy, były to między innymi krawężniki, baseny, zbiorniki na wodę.

Na terenie obozu funkcjonował też młyn mielący granitowe odpady z przeznaczeniem na materiały budowlane. Na dno kamieniołomu schodzono po 183 czy 186 stopniach schodów. Czytaj więcej…

Rodzina moich Bauerów

bauer

źródło zdjęcia: Władysława Dobroczyńska

Rodzina „moich” Bauerów. Dymy nad Mauthausen część 2

Bauer był inwalidą ze sztywna nogą, a miał tą „pamiątkę” I Wojny Światowej. Do moich obowiązków należało zakładanie mu butów, bo sam nie mógł sobie z tym poradzić. Jak byłam na niego zła to jak najszybciej wychodziłam w pole aby mu tych butów nie zakładać. On z czasem zorientował się o co chodzi i odgrażał się „żebym uważała…”.

Oboje byli wyznania rzymsko katolickiego i szczególnie Bauerka była bardzo religijna. Codziennie rano chodziła do kościoła, ale zawsze pamiętała o przygotowaniu dla służby śniadania. Pamiętam, że na Boże Ciało musiałam obrazami i kwiatami dekorować okna, bo ulicą miała iść procesja. Nam nie wolno było chodzić do kościoła, ale ja i tak chodziłam wślizgując się na chór… . Chodziłam również z moją koleżanką na nabożeństwa majowe na godzinę dziewiątą wieczorem…. . Czytaj więcej…

Abażur z ludzkiej skóry

Abażur z ludzkiej skóry

źródło zdjęcia: Władysława Dobroczyńska

Dymy nad Mauthausen część 1

Niech Pan nie wierzy w „braterstwo” z Niemcami, oni zawsze byli dla nas katami, od wieków nas gnębili i wykorzystywali… . Co oni z ludźmi wyprawiali, co oni wyprawiali… Widział Pan abażur z ludzkiej skóry…? Boże zmiłuj się, to nie jest nawet do pomyślenia… Połowa sierpnia 2011 roku. Nietkowice.

Nazywam się Władysława Dobroczyńska i urodziłam się 14 kwietnia 1924 roku we wsi Pilich w gminie Skulsk w powiecie Konińskim. Miejscowość ta obecnie położona jest na terenie województwa poznańskiego, trzy kilometry od Gopła i 20 kilometrów od Kruszwicy, a do Konina około 33 km. Czytaj więcej…

Dymy nad Mauthausen

Mauthausen

źródło zdjęcia: sxc.hu

Zwiastun wspomnień Pani Władysławy Dobroczyńskiej z Nietkowic

Obóz ze wszystkich stron był pilnie strzeżony i otoczony zasiekami z drutu kolczastego na którym widniały tabliczki z napisem „Halt”. Przekroczenie tych drutów z ostrzegającymi napisami było równoznaczne z zastrzeleniem. Wzdłuż całego ogrodzenia bardzo gęsto rozlokowano wieżyczki strażnicze pilnowane przez SS-manów z psami.

Może to być zaskakujące, ale przez środek obozu przechodziła droga która istniała już przed wojną i którą mieszkańcy naszej wsi mogli przechodzić skracając sobie znacznie podróż do Mauthausen. Teren tam górzysty i idąc naokoło i omijając obóz, należało nadłożyć co najmniej z pięć kilometrów, a przez obóz było bliziutko. Czytaj więcej…

Nasz serwis wykorzystuje pliki "cookie". W przypadku braku zgody prosimy opuœścić stronę lub zablokować możliwośœć zapisywania plików "cookie" w ustawieniach przeglądarki.