05 Gru
Wspomnienia Mikołaja Zubika cz.I – Dzieciństwo
Starsi mieszkańcy Pomorska pamiętają Mikołaja Zubika – wieloletniego społecznika, który zmarł w 1990 roku. W tym roku, 25 lat po śmierci, jego córka Maryla Żurawik udostępniła zapiski i zdjęcia swojego ojca, który będąc na emeryturze od końca lat 70-tych ubiegłego wieku spisywał swoje wspomnienia. Mikołaj Zubik brał także udział w konkursach literackich, część jego wspomnień ukazała się w książce Mój dom nad Odrą i w artykułach gazet. Pani Maryla Żurawik przekazując zapiski powiedziała: Ojciec na pewno nie miałby nic przeciwko, żeby opublikować jego wspomnienia a nawet byłby zadowolony, że jego wspomnienia ktoś chce czytać. Adam i Andrzej Jestem wnukiem chłopa pańszczyźnianego, synem małorolnego wieśniaka galicyjskiego. To nic w tym dziwnego, że ojciec mój był człowiekiem niepiśmiennym. Urodziłem się 13.01.1911 roku we wsi Bedrykowce, powiat Zaleszczyki, województwo Tarnopolskie w wielodzietnej rodzinie, byłem piątym dzieckiem, ale nie ostatnim, gdyż po mym przyjściu na świat urodziło się jeszcze trzech członków rodzeństwa. Tak licznej rodzinie wyżywić się z 4-ro morgowego gospodarstwa było nie łatwo w tym czasie. Jak wiadomo kryzys gospodarczy dawał o sobie znać już w pierwszych latach dwudziestego wieku. Świadczy o tym wyjazd setek tysięcy emigrantów z całej Europy w szeroki świat, zwłaszcza do Kanady na poszukiwanie chleba i pracy, tak z zaboru austriackiego, jak i rosyjskiego, również z Bałkanów. Miało to miejsce 1904 - 1913 r. Dopiero wybuch I Wojny Światowej nieco ograniczył wyjazd za chlebem, wstrzymując emigrację, ale wojna pogłębiała niedolę gospodarczą. Głód i niedostatek panoszył się wszędzie jeszcze przez wiele lat po zakończeniu działań wojennych. Wspominam te czasy, gdyż tym samym chcę przekazać potomnym bytowanie i życie mego pokolenia. Po wybuchu I Wojny Światowej władze austriackie otwierają front, którego linia przebiegała przez moją wieś. W tej sytuacji moi rodzice zostali wysiedleni z własnego, skromnego gospodarstwa. Działania wojenne uniemożliwiły uprawę ziemi wieśniakom, a tym samym okolice te skazane były na głód. Dodać należy, że boje tu trwały przez 9 miesięcy. Działo się to w latach mojego dzieciństwa, ale i lata młodzieńcze były trudne, gdyż głód i niedostatek na każdym kroku dawał o sobie znać. Wojska austriackie, które tu stacjonowały ogałacały te miejscowości ze wszystkiego, mężczyzn powoływano do wojska, kobiety ganiane były co dzień do pracy przy budowie okopów i umocnień wojskowych. Starców wyganiano z końmi i wozami na różne prace związane z potrzebami wojska, a wielu z nich nigdy nie powróciło do swych rodzin. Ponad 50% bydła zarekwirowano, a także i drób (kury, kaczki, gęsi). W 1915 r. pod naporem wojsk Mikołaja II Austriacy wycofują się w Karpaty, tu zajmują wygodne pozycje. Ustąpienie frontu niewiele zmieniło na lepsze. Po wyjściu z tych terenów wojsk Franciszka Józefa, ich miejsce zajmują Moskale. Czas mija, a dziatwa galicyjska rośnie bez łyżki mleka – a ja wraz z nimi. Dalsze lata te okolice odwiedzają Petlurowcy, Halerczyki, Bolszewicy, a co gorsze nikt niczego nie daje, tylko wszyscy chcą brać. Na jakiś dłuższy okres czasu utrzymała się władza, jak wówczas mówiono, Bolszewicka. Powołano do życia wówczas władzę – była to władza Rewkomy tzw. wiejskie Rejkom, powiatowe Obłkomy itd. Władze te upoważniły chłopów do zajmowania ziemi folwarcznej, co było dla wieśniaków najważniejsze – wypas bydła na tych gruntach. Lecz niedługo orał chłop ziemię folwarczną, gdyż zaczęła się wojna polsko-bolszewicka, którą się dzisiaj określa jako niepotrzebną. Po jakimś tam czasie granica powstaje między Polską Sanacyjną a Krajem Rad na Zbruczu. Powstają władze Rzeczypospolitej (szlacheckiej). W 1919-1920 r. otwarto we wsi czteroklasową szkołę, w dwóch izbach lekcyjnych. Tu uczęszczałem do szkoły i ukończyłem 4 klasę szkoły podstawowej. W tym czasie powracają dziedzice do swych dóbr, na podstawie jakiegoś tam prawa nakazują chłopom, którzy uprawiają ich ziemię połowę zbiorów z tych pól oddać prawowitemu właścicielowi – dziedzicowi. Po dwóch lub trzech latach pozwolono uprawiać zajęte przez nich wcześniej ziemie, ale zażądano od nich 2/3 plonu. Po dalszych kilku latach dziedzice zdobywali się na inwentarz i przestali dzierżawić ziemię komukolwiek. Płacili fornalom 12 kwintali zboża rocznie, parę kupek chrustu oraz 0,20 ha ziemi pod ziemniaki. Natomiast dorosła panna zarabiała we dworze dziennie 80 groszy, przy cenach: 1 zł kosztował 1 kg cukru. Mężczyzna zarabiał od 1 do 1,20 zł. Ja podrostek mając 15 lat zarabiałem 50 groszy dziennie. W tak niepomyślnych latach w 1927 r. rodzice oddają mnie do warsztatu rzemieślniczego, gdzie miałem zdobyć zawód szewca. Terminowałem u zacnego człowieka i dobrego rzemieślnika, który zatrudniał 5-6 osób. Był nim niejaki Władysław Ryś mieszkający w Zaleszczykach na ulicy Wodnej. Tu terminowałem 3 lata i 10 miesięcy, za co rodzice musieli płacić trzy kwintale zboża rocznie. Termin jest to zdobywanie zawodu. Wyrwany zostałem z domu rodzinnego, koleżeństwa i wolności chłopieńcej we wsi. Teraz znalazłem się w jakby żelaznych kleszczach pod każdym względem – obowiązek, dyscyplina, posłuszeństwo wobec majstra i czeladników, których było aż trzech. Wykonywanie wszelkich poleceń nie tylko majstra, ale i majstrowej oraz czeladników. Już w pierwszym roku budzony byłem o godzinie piątej i wysyłany za miasto po lebiodę dla świń. Myłem podłogi na kolanach ze szczotką w ręku, a nawet smarowałem gliną piec chlebowy, jak również posyłany byłem po zakupy. Wszystkie te czynności trzeba było wykonywać codziennie w oznaczonym czasie i bez szemrania. Uczono nas nie tylko rzemiosła, ale i życia oraz współżycia z ludźmi. Była to szkoła twarda, której się nie zapomina.
Mikołaj Zubik
Drukuj artykuł
2 komentarze do artykułu “Wspomnienia Mikołaja Zubika cz.I – Dzieciństwo”
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Grudzień 5th, 2015 at 19:28
Dzięki naszym przyjaciołom prowadzącym stronę „prawy brzeg odry”, mamy okazję do opublikowania na sycowice.net perełki-znaleziska, wspomnień nieżyjącego już Mikołaja Zubika z Pomorska. Naprawdę trzeba mieć wiele szczęścia i poszukiwawczej smykałki aby odkrywać takie perełki. Okazuje się, że pomimo, iż od zakończenia II wojny światowej upłynęło ponad 70 lat, to dzięki takim ludziom jak Mikołaj Zubik możemy przeżywać tamte niesamowite czasy czytając wspomnienia naszego sąsiada, ich naocznego świadka i uczestnika. Droga do domu…, od sowieckiego łagru, poprzez bagniste brzegi rzeki Mierei pod Lenino, do Polski, do Pomorska… . Wspomnienie te są szczególnie cenne z uwagi na to, że Mikołaj Zubik był jednym z pośród nas, chodził tymi samymi wiejskimi uliczkami, odwiedzał sąsiednie wsie, znało Go wielu ludzi. Jako prosty człowiek wyczuwał jednak swego rodzaju misję zapisywania przeżytych zdarzeń. Zrobił to miedzy innymi dla nas… . Chwała mu za to!
P.S. Zapraszam Andrzeja i Adama do napisania w jaki sposób dotarli do tych tekstów.
Grudzień 6th, 2015 at 10:25
Witam, wywołany do odpowiedzi postaram się krótko opisać sposób zdobywania informacji i wiedzy. Pokrótce można to nazwać pracą śledczego. Najczęściej bywa to tak, że rozmawiamy z jedną osobą, która naprowadza nas na kolejną. W moim przypadku jest to mój dziadek, który jest jednym z pierwszych przybyłych na Ziemie Odzyskane. Dzięki bardzo dobrej pamięci wymienił kilkadziesiąt jeśli nawet nie kilkaset nazwisk, które zaczęliśmy po kolei weryfikować. Wyszukiwać jeszcze żyjące osoby i próbować z nimi porozmawiać. Jeżeli już ktoś nie żyje to szukamy ich potomków. Pomocny jest tutaj internet a zwłaszcza portale społecznościowe takie jak obecnie najpopularniejszy „facebook”. Niekiedy zaglądamy także do, nazwijmy to „prastarej” rzeczy jak książka telefoniczna. Dzwonimy, piszemy e-meile, jeździmy na spotkania. Korzystamy z pomocy naszych przyjaciół, takich jak Pan Janek Jarosz (urodzony w Pomorsku i ciągle jest „w temacie” swojej rodzinnej wsi), który bezinteresownie wsiada w auto i przyjeżdża do Pomorska, żeby z kimś porozmawiać. Wszyscy w Pomorsku go znają a i on uruchamia swoje kontakty.
Czasami ludzie sami napiszą e-meila, że mają ciekawe rzeczy do przekazania.
Wracając do Mikołaja Zubika. Bardziej interesowała nas żona Elsa, która była jedyną w Pomorsku autochtonką. To właśnie do Państwa Zubik przez wiele lat przyjeżdżali Niemcy, którzy chcieli odwiedzić swój „Heimat”. Zarówno Mikołaj jak i Elsa znali niemiecki i u nich goście z Niemiec zawsze się zatrzymywali a nawet nocowali.
Chcieliśmy się dowiedzieć czy pozostała jakaś korespondencja, zdjęcia albo wspomnienie po Pani Elsie. Przez prawie dwa lata próbowaliśmy skontaktować się z jedną córek państwa Zubik. Wiedzieliśmy tylko, że mieszkają na stałe w Niemczech. W końcu dość niespodziewanie się to udało. Pani Maryla Żurawik (z domu Zubik) przeszukała swoje rodzinne dokumenty i przekazała do zeskanowania zdjęcia i wspomnienia swojego ojca.