źródło zdjęcia: sxc.hu
Piotr Kuliński część 3 Po kilku dniach do Smolna wkroczyli
Rosjanie i Polacy. Byłem wtedy już wśród „
swoich” ,chociaż ten okres był nadal bardzo niebezpieczny. Odszedłem od Bauera i zacząłem pomagać rosyjskim żołnierzom. Bauer natomiast dzięki temu, że znał język polski przyszył sobie na ubraniu biało-czerwoną szmatkę i udawał Polaka. W Smolnie był duży majątek, do którego chodził pracować. Wtedy nasze drogi się rozeszły. Wiem, że przeżył resztę wojny i wyjechał w głąb Niemiec, ale później nie miałem żadnego kontaktu z nim, ani jego dziećmi.
A ja jak wcześniej wspomniałem zacząłem pomagać Ruskom, którzy odbudowywali most na Obrze.
Niemcy przy wycofywani się wysadzili most kolejowy i zerwali około dwóch kilometrów torów. Moja pomoc polegała na tym, że końmi woziłem materiały do odbudowy tego mostu. Czasami jechałem z Ruskimi do Sulechowa po prowiant, dostawałem konie i jeździłem z nimi. Woziłem oficerów do innych miejscowości, gdzie mieli jakieś narady albo zwykłe popijawy. Robiłem też za tłumacza, bo znałem niemiecki i rosyjski. I tak jeździłem z tymi Ruskimi. Do Smolna przyjeżdżali też Ruscy z innych miejscowości po owies. Brali mnie i pytali
znajesz po germańsku?. A ja odpowiadałem
ot niemnożko znajet to
ot haraszo pojdziom i chodziłem z Ruskimi jako tłumacz i mówiłem Niemcom, że Ruscy
gross Hafer tzn. dużo owsa potrzebują, bo
fahren nach Berlin. A ci starzy zapatrzeni w Hitlera Niemcy odpowiadali
Nein nach Berlin, dort deutsches Soldate - na
Berlin nie, bo tam są niemieccy żołnierze. A ja do nich ze śmiechem
deutschen Soldaten sehen Russen Hande hoch – niemieccy żołnierze jak widzą Rosjan, to zaraz dźwigają ręce do góry. Pamiętam jedną sytuację jak Rosjanie wynosili
Hafer od dużego bambra ze spichrza, który był dosyć wysoko. Ja siedziałem i rozmawiałem z Niemcami. A tu nagle drugi wóz z dwoma Ruskimi przyjechał. W spichrzu na górze na sznurze wisiał tytoń. „
Moi Ruscy” nie wiedzieli co to jest, a ci drudzy co przyjechali zaraz się kapnęli co tam wisi -
ot haraszo tabaka i ten sznur z tytoniem zerwali. Niemiec, właściciel tytoniu zaczął krzyczeć
meine Tabaka i popchnął Rosjanina do owsa. Ten gdy wstał, to wyciągnął pistolet i chciał zastrzelić Niemca. Nie wiem czemu, ale wskoczyłem między nich i powiedziałem
towarisz ot burak, German burak, nie strielaj. Ja się bardziej bałem niż ten Niemiec. Rusek posłuchał mnie i schował pistolet, ale gdy odszedłem na bok to uderzył pięścią Niemca w twarz, że teraz on do tego owsa wleciał. Do Sulechowa przyjeżdżały pociągi z prowiantem, to jeździłem z nimi po to zaopatrzenie. Bałem się jeździć po ten prowiant, bo blisko była przecież Odra. Na prawym brzegu byli już Ruscy a na lewym jeszcze Niemcy. Czasami samoloty niemieckie nadlatywały i strzelały do nas. Czasami zrzuciły bomby i uciekały z powrotem. Przeważnie jeździł ze mną jakiś Rusek, ale on bał się jeszcze bardziej niż ja. Gdy tylko było słychać nadlatujące samoloty to ja z końmi do lasu uciekałem. Nieraz gdy wracaliśmy do Smolna i robiła się już szarówka, to robiłem sobie żarty i straszyłem Rosjanina
towarisz w lesie Germańców mnogo. W lesie między Smolnem a Sulechowem leżało pełno trupów niemieckich żołnierzy, którzy musieli dostać się w okrążenie. Parę razy zdarzyło się, że jechał ze mną też autochton z Kramska, który robił za tłumacza. Strasznie bał się przejeżdżać obok tych trupów. Mówiłem mu
Niemcy nieżywi a on odpowiadał
to też strach koło nich jechać. Nieraz jak sam jechałem, to wchodził jakiś Niemiec, zatrzymywał mnie, rozglądał się czy ktoś jeszcze nie jedzie i pytał
du hast Zigaretten? - masz papierosy? Gdy kiwnąłem głową, że tak to zapytał się znowu
zwei? - czy może wziąć dwa. A ja do niego
alles - żeby wszystkie wziął. Wtedy kłaniał się w pas i dziękował
danke schön. Byli to niemieccy dezerterzy albo żołnierze, którzy nie zdążyli przeprawić się przez rzekę i zostali za frontem. Szczególnie dużo Niemców ukrywało się koło Kramska, bo Kramsk słynął z tego, że było tam dużo autochtonów. Papierosy natomiast miałem z Sulechowa, gdzie w jednej z piwnic znalazłem ich całą szafę. Nabrałem tych papierosów ile się dało i tak częstowałem Niemców i Rosjan. Rosjanie szybko się zorientowali, że zawsze mam papierosy i co chwilę przychodzili
Pacan majesz cygarete? Haraszo ku da je moje, Germańcom ukrajesz? - masz papierosy? Skąd je masz? Niemcom ukradłeś? Oprócz mnie dla Rosjan pracowały jeszcze dwie Niemki, które im sprzątały i gotowały. Dowódcą był wysoki o czarnych włosach oficer, który był chyba pułkownikiem, bo meldowali się do niego
towarisz pałkownik. Kiedy zawoziłem śniadanie żołnierzom pracującym przy odbudowie mostu to cały czas na nich krzyczał
biegu. Zapytałem się Ruskiego, z którym przyjechałem, dlaczego ten oficer tak krzyczy, a on mi wytłumaczył, że to są żołnierze, którzy nie chcieli wojować – czyli kompania karna. Któregoś dnia
pałkownik podszedł do mnie i pyta się,
szto da – kto Ty, odpowiedziałem, że
Polak, a on
kuda, to odpowiedziałem
spod Koła. Chwilę z nim jeszcze porozmawiałem a on powiedział, że jestem na pewno Ukrainiec, bo skąd tak dobrze umiem po rosyjsku. Wytłumaczyłem mu, że jestem Polakiem, tylko jestem bystry i tak szybko się nauczyłem rosyjskiego…. . A nauczyłem się przecież od ojca Bauera. Trzy miesiące pracowałem dla Rosjan. Wspominam ich dosyć miło chociaż gdy popili to byli nieprzewidywalni. Raz zaczęli się bić, lejce mi wyrwali i konie galopem pędzili, aż wóz o mało się nie rozleciał. Krzyknąłem do jakiegoś trzeźwiejszego Ruskiego:
szmatri! Wtedy ten Rusek wrzasnął:
jop twoja mać i uderzył tego pijanego tak, że zalał się krwią i go zostawiliśmy. Pod koniec już tak dobrze mówiłem po rosyjsku, że mówili do mnie
ot Pacan ty Rusem albo Ukraińcem jesteś.
Adam Maziarz
Drukuj artykuł
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Skomentuj artykuł