Drukuj artykuł Drukuj artykuł

Szansa…

Małgorzata Gdak –Gołębiowska

źródło zdjęcia: Cezary Woch

Pełen słońca i kwiatów dyrektorski gabinet w jednej z korporacji finansowych w Warszawie, asystentka i służbowe auto. Jest absolwentką dwóch elitarnych warszawskich uczelni: Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (obecnie SGH) Wydziału Ekonomiki Produkcji oraz Uniwersytetu Warszawskiego Wydziału Zarządzania. W następstwie pracownik naukowy, adiunkt Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, współpraca z SGH, „po drodze” doktorat z ekonomii na renomowanej uczelni w czeskiej Pradze oraz nagroda Ministra Rolnictwa za pracę naukową na rzecz rolnictwa indywidualnego. Znaki rozpoznawcze: uśmiech i życzliwość dla ludzi, hobby: jamniki (obecnie dwa)... Kim jest ta tajemnicza osoba? To Pani dr Małgorzata Gdak-Gołębiowska. Spróbujmy dowiedzieć się o Niej czegoś więcej... C.W.: Pani Doktor, jest Pani osobą niezwykłą, proszę opowiedzieć nam coś o sobie... M.G-G.: Przede wszystkim nie uważam się za osobę niezwykłą, a wszystko, co w życiu robię, wynika z kolei losu, które spotykają każdego z nas. Pochodzę z rodziny o bardzo mocnym kręgosłupie moralnym i patriotycznym, gdzie wiedza i chłonny umysł zawsze stały przed stanem posiadania, a otwarty dom dawał schronienie wszystkim potrzebującym. O tym, że ważniejsze jest „być”, a nie „mieć” przekonali się moi dziadkowie z moją mamą, kiedy w 1944 roku utracili wszystko w jedną godzinę, wcześniej tracąc część rodziny (zesłania na Syberię, bądź mordy nacjonalistów ukraińskich). Pochodzę z rdzennie polskiej rodziny kresowej, którą koleje losu rzuciły do Warszawy. W moim wielopokoleniowym rodzinnym domu uczyłam się z moim bratem patriotycznych dziejów naszego narodu, bez zakłamań i aktualnych trendów. Najserdeczniejszym przyjacielem domu był powstaniec warszawski, więziony po wojnie przez reżim. Będąc jeszcze studentką, nigdy nie myślałam o pracy naukowej, moje zawodowe myślenie było ukierunkowane na twórczą pracę wśród ludzi, a nie w bibliotekach. Jednak los zrządził inaczej. Obroniłam magisterium w stanie wojennym i mój promotor zaproponował mi pozostanie w gronie uczelnianym jako miejscu będącym z dala od polityki, wtedy wydawało się jedynym pewnym. A ponieważ jestem w pracy perfekcjonistką, skutkiem dokonanego zawodowego wyboru było napisanie i obrona pracy doktorskiej. Żeby jednak zadośćuczynić mojej niespokojnej naturze i zadowolić potrzebę wyzwań, skorzystałam z oferty studiów doktoranckich na uczelni poza granicami naszego kraju. Po powrocie do Polski i Instytutu (1989) znów polityka i zmiany ustrojowe wpłynęły na moje decyzje zawodowe. Po roku od powrotu do kraju postanowiłam zmierzyć się z nowymi ekonomicznymi możliwościami wykorzystując moją wiedzę w nowych sferach biznesu tworzącego się w Polsce. I ta życiowa przygoda zawodowa trwa do dziś. Jedna z mądrości chińskiego filozofa Konfucjusza brzmi: „Znajdź pracę, którą kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu”. Z kolei jeden ze współczesnych kreatorów psychologii sukcesu - Brian Tracy powiedział: "Jeśli znajdziesz pracę, która daje ci możliwość wykazania się wrodzonymi talentami, to w ciągu dwóch lat poczynisz większe postępy niż na innej posadzie przez dziesięć lat". Staram się pamiętać o tych złotych myślach dokonując wyborów zawodowych i przekazuję je również szkolonym przeze mnie młodym adeptom zawodu. C.W. Pomiędzy Warszawą a Sycowicami jest ogromna odległość liczona nie tylko ilością kilometrów, ale również poziomem cywilizacyjnym przejawiającym się chociażby w jakości życia i skali problemów. W ostatnim okresie czasu zauważamy Pani aktywność przejawiającą się w medialnym uczestniczeniu w podejmowaniu tych problemów i muszę przyznać, robiącą wrażenie bardzo celną oceną sytuacji. W jaki sposób trafiła Pani w nasze i na „nasze strony” ? M.G-G.: W jednym pytaniu poruszył Pan kilka istotnych zagadnień. Mówi Pan o odległości, ale ciągle pozostajemy na terenie Polski, a patrząc szerzej, jesteśmy w Unii Europejskiej, a w tej skali odległość pomiędzy Warszawą a Sycowicami jest po prostu znikoma. Poza tym autostrada A2 jeszcze bardziej zmniejsza tą odległość. A poważnie – no cóż, trafiłam przypadkiem, surfując po Internecie (mówiłam wcześniej, że los jest moim towarzyszem i mojej rodziny – i widocznie jest on nieuchronny), a ponieważ Zielona Góra ma dla mnie szczególne, rodzinne znaczenie, więc tym bardziej zainteresowały mnie jej piękne okolice. Sama strona sycowice.net wciągnęła mnie opowiadaniami wojennymi, historiami repatriantów, tak bardzo, osobiście mi bliskimi. Rok temu wyczytałam o integracji europejskiej organizowanej przez Pana (mam na myśli regularne spotkania Polaków i Niemców – z obu stron Sycowiczan), uznałam to za fantastyczną inicjatywę, więc nie mogłam nie wtrącić swoich „trzech groszy”, bo już taką mam naturę, że jak coś mnie poruszy, to nie mogę pozostać obojętna i artykułuję swoje uwagi. I tak się ta przygoda „korespondencyjna” zaczęła. Co do różnic cywilizacyjnych, o których Pan mówi, to nie mogę się zgodzić, a nawet – wręcz przeciwnie – uważam, że jakość życia poza wielkim miastem jest dużo zdrowsza. Znam to z autopsji, bo do jesieni ubiegłego roku, przez ostatnich dziesięć lat mieszkałam na wsi 50 km od wielkiego miasta, do którego dojeżdżałam do pracy i zdążyłam poznać walory wiejskiego życia, oraz utrudnienia, jakie tego dotyczą. Aktywnie uczestniczyłam w wydarzeniach mojej gminy, bo, będę się powtarzać, jako perfekcjonistka nie potrafię być z boku, kiedy coś się dzieje, skutkiem czego poznałam życie gminy, a gmina, nie ukrywam, poznała mnie. Wspomniał Pan o mojej celności oceny sytuacji Waszych problemów – dziękuję bardzo. Proszę nie zapominać, że jestem ekonomistką, a mechanizmy ekonomiczne są wszędzie takie same, wystarczy je znać. Niestety, ci, którzy ich nie znają, działają „na oślep”, skutki czego mogą być opłakane. Na dodatek pomimo urodzenia w wielkim mieście, ale również posiadając doświadczenie z okresu pracy naukowej w tematyce rolniczej, mam ostrzejsze spojrzenie na pewne sprawy, których lokalna społeczność może po prostu nie dostrzegać tak jak ktoś z zewnątrz. C.W. O właśnie, właśnie…, o to mi chodziło, o tą analityczną ostrość spojrzenia zupełnie z zewnątrz, niejako „reflektorem w mrok”, czyli o ocenę tego, czego my nie dostrzegamy lub nie chcemy dostrzec na co dzień. Jakie niekorzystne zjawiska i problemy naszej gminy uderzyły Panią najbardziej? I czy widzi Pani możliwość ich rozwiązania…? M.G-G.: No cóż, nie chciałabym się tu wymądrzać, a żeby móc postawić pełną diagnozę, trzeba by dysponować dokładnymi danymi. Bez wglądu w dokumenty mogę się poruszać tylko na dość wysokim szczeblu abstrakcji, więc proszę mnie nie pytać o szczegółowe rozwiązania. Tym nie mniej jednak, jak pewnie Pan pamięta, po przeczytaniu Pańskiego artykułu „Budżet a polityka” napisanego wspólnie z drugą radną – Panią Ewą Wójtowicz, pozwoliłam sobie na komentarz (na stronie sycowice.net oraz w artykułach do Waszej gazetki) odnoszący się do gospodarowania zasobami finansowymi jednostki budżetowej, jaką jest gmina, bo właśnie ten problem w Waszej Gminie widzę jako najbardziej palący. Jestem pełna uznania dla ostrości spojrzenia radnych z Waszego Klubu KRN na przyszłość finansową Gminy. Finansowanie bieżących aktywności jednostek budżetowych z kredytów jest działaniem na krótką metę i może doprowadzić do upadłości przy traktowaniu tej formy finansowania jako wiodącej. Tego typu praktyki stosowane były powszechnie w skali całego naszego państwa w latach 70-tych – jeśli brakowało pieniędzy, to na żądanie sekretarzy partii drukowała je Wytwórnia Papierów Wartościowych lub zaciągaliśmy kredyty w Klubie Londyńskim, co doprowadziło do hiperinflacji, bo pieniądz nie miał pokrycia w towarach. Ostatnią ratę tegoż kredytu w wysokości 300 mln dolarów Polska spłaciła dopiero w 2012 roku, czyli po 40 latach. Niezależnie od ustroju mechanizmy ekonomicznie rządzą się swoimi prawami (dlatego ekonomię można traktować jak wielką pasję) i nie nagniemy ich do swoich maluczkich wyobrażeń, tylko musimy się im pokłonić. Czasy sekretarzy stały się koszmarnym reliktem ekonomicznej przeszłości, a jeśli ktoś współcześnie próbowałby tak działać, to trzeba by go szybko wstawić do lapidarium, bo większą korzyść przyniesie jako eksponat muzealny. Natomiast odnosząc się do pierwszej części Pańskiego pytania – czego Wy sami będąc na miejscu możecie nie dostrzegać, co łatwiej zauważyć osobie z zewnątrz, to myślę, że mogliście przyzwyczaić się do Waszych zasobów naturalnych w postaci fantastycznych warunków krajobrazowych, przyrodniczych (flory i fauny), położenia przygranicznego – to daje ogromne możliwości, trzeba by było tylko mądrze zaplanować działania w kierunku wykorzystania tych zasobów. I tu znów wracam do potrzeb finansowych – zdecydowanie bardziej korzystne jest podjąć takie działania, dzięki którym wpłyną pieniądze do kasy i dadzą środki na finansowanie potrzeb budżetowych gminy niż leniwą ręką sięgać po gotowe pieniądze z banku, które nie tylko trzeba zwrócić, ale cena kredytu w postaci odsetek może spowodować załamanie płynności finansowej. To Pan jako radny Waszej gminy najlepiej wie, ile odsetek za zaciągnięte kredyty będziecie musieli spłacać co miesiąc, pomimo że spłatę samego kredytu macie odłożoną w czasie. Proszę pomyśleć, ile potrzeb można by było załatwić dzięki tym pieniądzom, a trzeba je będzie oddać do banku. Poza tym rozwój aktywności ekonomicznej może spowodować pozytywne skutki społeczne w postaci wykreowania nowych, atrakcyjnych miejsc pracy i nakręcenia koniunktury konsumpcyjnej - jak ludność więcej zarabia, to gdzieś zarobione pieniądze będzie chciała wydać i idąc dalej, dobrze by było, aby mogła i chciała wydać je na miejscu. C.W. Rozmowa z Panią Doktor praktycznie na każdy temat jest niezwykle pasjonująca, niestety nie możemy przekraczać pewnych zwyczajowo przyjętych „objętościowych” norm wywiadu, a szkoda, ponieważ dotknęliśmy zaledwie czubka góry lodowej. Cieszę się, że zauważa Pani trud i niewdzięczną rolę członków KRN, ponieważ tylko dzięki nim przenikają do naszej lokalnej społeczności „gorzkie prawdy”… . Jedną z nich jest to, że nasza gmina już stoi na krawędzi bankructwa. Świadczą chociażby o tym dwie kolejne restrukturyzacje kredytów /czyli przesunięcie ich płatności na lata 2018 i 2020!!/ , przyjęte w końcówce roku 2013 w okresie zaledwie trzech tygodni! Wielu może się ze mną nie zgodzić, ale jestem dziwnie przekonany o tym, że ta druga restrukturyzacja oprócz korzyści wynikających z kreatywnej księgowości, „zabezpiecza” sprawującemu władzę w następnej kadencji w miarę spokojną egzystencję, generalnie bez żadnych poważniejszych inwestycji. W tej sytuacji kiedy zacznie się od roku 2018 spłata zaciągniętych już kredytów, trzeba brać z Ratusza nogi za pas …. ! Ceną za ten pozorny spokój na najbliższe lata przy założeniu niezmienności stóp procentowych, będzie kwota odsetek w wysokości ponad 47 tysięcy złotych miesięcznie, co daje w roku niebagatelną sumę 565 tysięcy złotych! Miesięczna wysokość samych odsetek, to wartość średniej klasy samochodu, ot takiego chociażby w jaki chcieliśmy wyposażyć naszą Straż Miejską. Radni przewidzieli na to auto stosowne środki w budżecie gminy na rok 2013 z alternatywą ich niewykorzystania, pod warunkiem cofnięcia „lekką ręką” użyczonego Policji samochodu Nissan Qashqai. Burmistrz zlekceważył jednak obie propozycje Radnych, doprowadzając do sytuacji w której taki samochód co miesiąc będzie wrzucany przez gminę do rynsztoka, a Straż Miejska w dalszym ciągu tłucze się prywatnymi samochodami… ! Ale, ale, proszę mi wybaczyć gadulstwo, wywiad jest z Panią, a nie ze mną… . Miałbym jeszcze bardzo wiele pytań i mam nadzieję, że będzie taka możliwość przy innej okazji, pozwolę sobie jednak zadać ostatnie. W naszej gminie potrzebni są ludzie z otwartą głową i nietuzinkowymi pomysłami. Pani, jak wcześniej wspomniała, jest osobą „niepokorną i lubiącą nowe wyzwania”, a w mojej ocenie po prostu „osobowością”… . Czy nie korci Pani Doktor jakiś mały „program naprawczy” dla Gminy Czerwieńsk..?? M.G-G.: Hmm… Czasami mnie samą przeraża to, co mnie korci, szczególnie jeśli widzę bezradność ludzką a na drugiej szali urzędniczą bezwzględność, ale na szczęście (również dla mnie) otrzymałam solidną kindersztubę i mam na stałe włączone myślenie. Natomiast – program naprawczy dla Czerwieńska??? Co ma Pan na myśli? Bo chyba nie to, abym w 2018 roku przyjechała zgasić w Ratuszu światło?! A poza tym, z tego, co Pan przed chwilą powiedział, to nie wystarczy „mały program naprawczy”. Tu potrzebna jest solidna praca do tego roku, której nie da się wykonać zdalnie. Dobry gospodarz ogarnia całe swoje gospodarstwo. Zdalnie można odpalać rakiety balistyczne, ale nie leczyć z chorób, czy zarządzać powierzonym obszarem. Zatem może to zrobić tylko taka osoba, która jest na co dzień na swoim poligonie aktywności – wiem o tym bardzo dobrze i dlatego najczęściej w moich miejscach pracy jestem tą, która zarówno otwiera jak i zamyka biuro. Poza tym hołduję również jeszcze jednej zasadzie – nie wymagam od innych tego, czego nie wymagałabym od samej siebie. Co oczywiście nie oznacza, że nie deleguję zadań, rozsądny szef otacza się mądrzejszymi od siebie, a wtedy nie musi sam wszystkiego wykonywać. I o to chodzi, aby każdy wiedział, co do niego należy i robił właśnie to. C.W. No cóż, mam nadzieję, że czytelnicy tego wywiadu dopowiedzą sobie resztę, bo wbrew pozorom jest u nas wielu mądrych i inteligentnych ludzi, których możliwość szczerej i jasnej wypowiedzi tłamszona jest często uwarunkowaniami i rozmaitymi osobistymi uzależnieniami…. . Serdecznie dziękuję Pani Doktor za poświęcenie mi swojego czasu i życzę dalszego podejmowania śmiałych i nietuzinkowych decyzji… . Kocha Pani kwiaty, dlatego proszę również o przyjęcie tych siedmiu czerwonych róż… . M.G-G.: Wow… Bardzo dziękuję. Liczba „7” ma magiczne znaczenie, a kolor czerwony... Chyba będzie ciąg dalszy… Nie ukrywam, że biorę pod uwagę województwo lubuskie jako możliwe miejsce do zamieszkania, nawet kupiłam już w Sycowicach niewielką działkę…. Spotykam tu tylu życzliwych, bądź „zakręconych” jak ja ludzi. Państwo pewnie nawet tego nie zauważacie, ale u Was powietrze czuć, a w wielkich miastach – widać! Na koniec chciałabym życzyć Wszystkim Czytelnikom realizacji swoich życiowych celów i nie rezygnowaniu z marzeń. Dziękuję.

Cezary Woch

Drukuj artykuł Drukuj artykuł

4 komentarze do artykułu “Szansa…”

  1. Miłosnik Odry

    Witam Panią !
    Czytając ten artykuł w gruncie rzeczy o Pani, podzielam zachwyt autora prowadzącego wywiad. Uważam, że wspóludział takiej osoby jak Pani w życiu Naszej Lokalnej Wspólnoty Wiejskiej jest wielce pożądany.
    Liczymy na Pani wiedzę i doświadczenie. Zatem mam zaszczyt poprosić Panią o artykuł na temat ekonomicznych podstaw i uwarunkowań oraz niezbędnych działań, aby urzeczywistnić rozpatrywany przez społeczność lokalną kierunek rozwoju lokalnego jakim jest świadczenie usług turystycznych w oparciu o posiadane zasoby naturalne. Naturalną osią rozwoju Naszej Gminy jest Odra i jej dopływy; Ołobok, Gryzynka, Zimny Potok, liczne jeziora i zbiorniki wodne z całym bogactwem natury i dziedzictwa kulturowego. Powstaje pytanie: Jak w obecnych uwarunkowaniach / duża sfera ubóstwa, brak pracy, niski poziom wykształcenia, i inne ograniczenia / osiągać cele rozwojowe – rozwój turystyki odrzańskiej w gminie na potrzeby turystów także i tych z Niemiec. Zapraszam Panią na ” Gminne Święto Odry ” w dniu 6 li-piec br. w Będowie oraz do wygłoszenia referatu na sympozjum tematycznym, które planujemy w połowie października br. również w Będowie. Spodziewam się, że te Pani wystąpienia wpłyną na przyśpieszenie rozwojowe i trafniejsze decyzje skutkujące powstawaniem nowych stanowisk pracy i dodatkowych żródeł dochodów mieszkańców wsi nadodrzańskich gminy. Serdecznie pozdrawiam Panią i zapraszam do współpracy.

  2. Małgorzata Gdak-Gołębiowska

    Witam serdecznie „Miłośnika Odry”.
    Dziękuję bardzo za zaproszenie mnie do wzięcia udziału w Gminnym Święcie Odry w lipcu br. Z przyjemnością stawię się na to zaproszenie, ponieważ uważam tą inicjatywę za bardzo interesującą i już w roku ubiegłym po przeczytaniu artykułu na jego temat na stronie sycowice.net (i obejrzeniu załączonych zdjęć) żałowałam, że mnie z Państwem nie było. Ogromnie szanuję i podziwiam ludzi, którym CHCE SIĘ działać na rzecz „lokalnych ojczyzn”, którzy robią to, co robią, z potrzeby serca i z myślą o innych współziomkach, nie do końca potrafiących wyjść z własną inicjatywą, a chętnie „poddających się” zaangażowaniu bardziej aktywnych.
    Dziękuję za słowa uznania kierowane do mnie, czytałam je z zażenowaniem, ale i z przyjemnością.
    Z zaszczytem przyjmuję również zaproszenie mnie do wzięcia udziału i wygłoszenia referatu na Sympozjum w październiku. I choć mam pokorę wobec własnej wiedzy i nie uważam się za alfę i omegę w każdej dziedzinie, to z chęcią podzielę się z Państwem swoją wiedzą ekonomiczną i postaram się dołożyć choć jedną cegiełkę zrobienia kroku naprzód w wykorzystaniu ku chwale mieszkańców tego, co w Waszej Gminie najcenniejsze i co powinno służyć mieszkańcom – naturalnego bogactwa regionu, jakim jest przyroda, jej krasa i dziewiczość.
    Jeśli zaś chodzi o napisanie sugerowanego artykułu, to przyjmuję skierowane do mnie słowa jako rzucenie mi sympatycznego wyzwania – bardzo interesującego dla mnie samej. Obiecuję zmierzyć się z nim, niestety ze względu na służbowe obowiązki nie jestem w stanie precyzyjnie podać terminu realizacji (mam świadomość, że Flis jest na początku lipca).
    Serdecznie pozdrawiam. Małgorzata Gdak-Gołębiowska

  3. Jacek Uliński

    Z ogromną przyjemnością przeczytałem artykuł-wywiad „Szansa…” Przemyślany, świetnie poprowadzony i przede wszystkim mądry i niezwykle potrzebny. Jak nas widzą, tak nas piszą – mówi przysłowie. To dobrze, że mądrzy ludzie widzą i doceniają ogromny potencjał gminy. Dla mieszkańców Nadodrza to normalne, że żyją w otoczeniu pięknych miejsc. O tym że można i jak można to wykorzystać wiedzą specjaliści – warto tej wiedzy zaczerpnąć. Musimy tylko chcieć.
    Jest to wywiad potrzebny, porusza bowiem temat niezwykle istotny. Właściwego gospodarowania środkami publicznymi i zarządzania wspólnym dobrem. Wszyscy mamy prawo domagać się, aby nasi demokratycznie wybrani przedstawiciele na każdym szczeblu wywiązywali się obowiązku (!) umiejętnego, rzetelnego i uczciwego kształtowania naszej rzeczywistości. Czasy buty i samowoli „władzy”, wykorzystywania kadencji na stanowisku do budowania łańcucha zależności i systemu „układów” to już przeszłość. Rozumiemy to my, choć nie zawsze jeszcze ci – których wybraliśmy. Ale to przecież … da się zmienić. Dziwię się, dlaczego wywiad nie zainspirował mieszkańców i sympatyków gminy do szerokiego komentowania go. Szkoda.
    To dobrze, że są wśród nas ludzie, dla których praca – bardzo często społeczna – na rzecz „małej ojczyzny” jest pasją, przynosi radość i zadowolenie, a dla pozostałych – pożytek. Działania KRN uświadamiające katastrofalne położenie gminy są niewątpliwie ogromnie ważne. Tak właśnie wygląda świadoma odpowiedzialność za los gminy nie tylko dzisiaj, nie tylko w czasie kadencji w której są radnymi. Brawo panowie.
    Nie sposób przy okazji nie zwrócić uwagi na rolę, jaką pełni strona internetowa sycowice.net . To jest strona, która autentycznie „żyje”. Mało tego, przyciąga ciekawe indywidualności – czego doskonałym przykładem jest bohaterka wywiadu – człowiek ciekawy, mądry i pełen uroku. Z jednej strony trzymam kciuki za plany Pani Doktor związane z osiedleniem się w tym pięknym miejscu, z drugiej zaś żałuję że Warszawa straci fajnego człowieka. Pozdrawiam.

  4. Miłośnik Odry

    Witam Panią!
    Dziękuję za pozytywną reakcję na moje propozycje i deklarację współudziału w zaproponowanych przesięwzięciach. Oczekuję niecierpliwie na ich realizację przez Panią pomimo braku czasu. Komu go nie brakuje??? Już wiem i czuję, że Pani głos w sprawie… będzie znaczący. Na marginesie. Rozumiejąc jednak „zażenowanie” Pani jako z definicji – ” rodzaj silnej emocji podobnej do wstydu z tą różnicą że odczuwana jest w momencie niestosownego zachowania lub wypowiedzenia niestosownych słów przez drugą osobę ….” np. złe przyjęcie dowcipu: Wyjaśniam, że moje propozycje nie były dowcipem ani nie były w moim zamiarze niestosowne.
    Wynikały z tytułu artykułu o Pani: – „SZANSA „. Rozumiejąc przedstawienie Pani na sycowice.net w konwencji szansy, uznałem jedynie za pożyteczne, zaproponowanie Pani współudziału w ważnych dla lokalnej społeczności działaniach prorozwojowych – w moim mniemaniu – i jak w tytule – także i szansę przez Pani aktywny udział, w naszych zamierzeniach. Ważne jednak jest to, że oprócz zażenowania, odczuła Pani przyjemność i wyraziła wolę współudziału w planowanych działaniach. Za to dziekuję. Taki też był cel moich propozycji. Pozdrawiam Panią serdecznie i oczekuję na realizację obietnic.

Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.

Skomentuj artykuł

Nasz serwis wykorzystuje pliki "cookie". W przypadku braku zgody prosimy opuœścić stronę lub zablokować możliwośœć zapisywania plików "cookie" w ustawieniach przeglądarki.