źródło zdjęcia: Heinz Pfeiffer
Chciałbym dopowiedzieć historię mojego życia w Sycowicach. Moja mama musiała w czerwcu 1945 r. wraz z czwórką dzieci opuścić Sycowice. Ja po 49 latach po raz pierwszy wróciłem do mojej rodzinnej miejscowości 6 sierpnia 1994 r. Był to szczególny dzień w moim życiu. W ciągu wielu lat po wojnie często wracała do mnie myśl, aby pojechać do Sycowic. Ja wówczas mieszkałem w Berlinie zachodnim, a moje rodzeństwo, Manfred i Anita w RFN. Wówczas istniało DDR i jeżeli ktoś chciał pojechać do Polski, musiał przejechać przez terytorium DDR, a było to dla mieszkańców zachodnich
Niemiec kłopotliwe. Dlatego moje odwiedziny w rodzinnych stronach były tak długo odwleczone w czasie.
6 sierpnia 1994 r. pojechaliśmy wraz z moją żoną Ingrid, moją siostrą (rocznik 1933), oraz z moim bratem ( rocznik 1930) po raz pierwszy po 49 latach do Sycowic. Była też z nami żona mojego brata oraz zaprzyjaźnione małżeństwo, które służyło nam pomocą podczas rozmów, w charakterze tłumaczy. Byliśmy bardzo podekscytowani, zdenerwowani i zaciekawieni, jak wygląda nasza miejscowość…. . Kiedy przejeżdżaliśmy główną drogą, także obok naszego rodzinnego domu, nie pozostaliśmy niezauważeni przez mieszkańców. Zatrzymaliśmy się przy domu nr 68, w którym się wychowywaliśmy. Nasza tłumaczka jako pierwsza weszła na podwórko (zdj. 1), i zapytała, czy możemy oglądnąć dom. Domownicy przyjęli nas nadzwyczaj serdecznie, mogliśmy ku naszej ogromnej radości, bez problemu oglądnąć dom i podwórko,. (zdj. 2). Mój brat Manfred, który był 8 lat starszy ode mnie, miał wiele więcej wspomnień niż ja. Cieszyliśmy się, gdy mogliśmy wejść do środka. (zdj. 3). Braliśmy pod uwagę, że być może gospodarze nie zgodzą się, na naszą wizytę, rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania. Wraz gospodarzami, rodziną Wienskiel, spędziliśmy na rozmowie kilka godzin. Mieliśmy dużo sobie do powiedzenia, padło też wiele pytań z każdej strony. (zdj. 4). Józef Wienskiel posiadał klucze od
kościoła, ponieważ wówczas był kościelnym, dzięki temu mogliśmy obejrzeć kościół. (zdj. 5). Przed wyjazdem zostaliśmy zaproszeni przez gospodarzy do kolejnej wizyty. Tym razem mieliśmy spotkać się z całą rodziną. Przyjęliśmy oczywiście zaproszenie i ze łzami w oczach wróciliśmy do domu. (zdj. 6). Dzięki pomocy naszych przyjaciół Janiny i Eugena którzy tłumaczyli rozmowy, mogliśmy swobodnie się porozumiewać. W komentarzach do moich wspomnień na stronie sycowice.net (
29. Paźdz. 2013/2014, 14:24) Chris napisał: "
ziemia tu gościnna, a ludzie zawsze serdeczni i otwarci." Powrót do
Berlina tego dnia był bardzo wyczerpujący. Dzień, który mijał był dla nas jak sen, nigdy go nie zapomnimy, tego poczucia ojczyzny po 49 latach. 12 sierpień 1995 roku Rok później spotkaliśmy się z rodziną Wienskiel. Wróciliśmy tu po roku w tym samym towarzystwie. Do tego spotkania przygotowywaliśmy się cały rok. Tym razem spotkanie było także wzruszające i pełne emocji, a my mieliśmy okazję poznać całą rodzinę. Stanisława i Józef mają 3córki i jednego syna, wszyscy żyją w związkach małżeńskich, mają dzieci i wszyscy tam wówczas byli. To było prawdziwe święto. Dla naszych tłumaczy był to ciężki dzień, jednak bez nich na drugi dzień bolałyby nas ręce i nogi od tłumaczenia na migi….. . Ten radosny dzień szybko minął, cieszyło nas, że mogliśmy wszystkich poznać i osobiście porozmawiać. Stanisława i Józef kilka lat później przeprowadzili się do
Zielonej Góry do dzieci, gdzie i tam ich chętnie odwiedzaliśmy. Oboje już nie żyją, Stanisława 2006 - w wieku 84 lat, a Józef w 2009 - 89 lat.
Niech spoczywają w pokoju! Nadal pozostajemy w kontakcie z dziećmi i wnukami. 12 sierpnia 2012 byliśmy z żoną Ingrid z wizytą u wnuka naszego nieżyjącego przyjaciela Stanisława, Adriana Kędzia i jego żony Agnieszki. Spotkaliśmy się także z częścią rodziny. (zdj. 8). W czasie tej wizyty pojechaliśmy na cmentarz, gdzie złożyliśmy kwiaty na grobie Stanisława i Józefa. (zdj. 9). Później wspólnie zjedliśmy obiad w restauracji. Tam podarowano nam porcelanowy talerz. Na początku pomyślałem, że go nam ofiarowano jako dar jakiejś konkretnej organizacji, okazało się jednak, że jest to prezent dla mnie…. . Dowiedziałem się, że istnieją jeszcze dwa takie talerze. Historia ich jest taka, że zostały one wykopane z ziemi w gospodarstwie Józefa, a ukryte były w dużym garnku. Obiecano mi, że dostanę wszystkie talerze, jednak muszę przyjeżdżać z wizytą i podczas każdej kolejnej otrzymam jeden talerz. Byłem tak bardzo ucieszony tym prezentem, że zjadłem na nim obiad w restauracji. (zdj. 10). Prezent ten jest dla mnie bardzo ważny, przypuszczam, że jest to część zastawy mojej mamy. Tego dnia odwiedliśmy jeszcze córkę Józefa, Irenę. Spędziliśmy z nimi cudowny dzień. Od 6 sierpnia 1994 roku do dziś odbywają się w Sycowicach regularne spotkania mieszkańców. Uczestniczyłem w każdym z tych spotkań. Jesteśmy z żoną bardzo wdzięczni za to, że mogliśmy w nich uczestniczyć. Życzymy wszystkim dużo zdrowia i pozostajemy w nadziei, że w dalszym ciągu będziemy się spotykać. W ostatnim czasie
Sycowice zmieniają się bardzo pozytywnie. Życzymy dalszego rozwoju, choć zdajemy sobie sprawę, że wszystko zależy od środków finansowych. Z najlepszymi życzeniami dla Sycowic i jego mieszkańców
Heinz Pfeiffer
Drukuj artykuł
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Skomentuj artykuł
Grudzień 22nd, 2013 at 14:12
Dzisiaj, dzięki najnowszym technologiom w każdej chwili możemy przenieść się w prawie każde miejsce na świecie – KLIK