Wspomnienia von Gerdy Krüger z domu Gierke – mieszkanki Sycowic do roku 1945

źródło zdjęcia: Cezary Woch
Sycowice w roku 1939 miały 669 mieszkańców. Funkcjonowały: 2 sklepy mięsne, 2 piekarnie, 4 sklepy w których kupić można było wszystko od talerzy, nici, materiałów, przez cukier, mąkę i cukierki, oraz dwie restauracje. Dalej: 1 krawiec, 2 krawcowe, 2 stolarnie, 1 kowal, 1 zakład ogrodniczy, 1 stacja paliw, 1 sprzedawca rowerów, 1 rymarz,1 sklep z artykułami budowlanymi i kasa oszczędnościowa, 1 leśnictwo, 1 poczta, 1 urząd stanu cywilnego, 1 proboszcz, 1 sołtys, 1 stomatolog /miał we wsi filię/, 1 szkoła wraz z nauczycielem, który mieszkał tam na stałe, 1 majątek z pokojami dla urlopowiczów (wielu z Berlina).
W majątku była gorzelnia. Wywar który był produktem ubocznym przy produkcji spirytusu surowego, służył jako pokarm dla krów. Gospodarze zabierali go w dużych beczkach wywożąc wozami konnymi z gorzelni. Wówczas było około 39 gospodarstw: dziesięć dużych , a dwie trzecie to gospodarstwa małe i średnie. Przeciętne średnie gospodarstwo miało przynajmniej 2 konie, około 10 krów, oraz świnie i drób. Z prowadzenia gospodarstwa można było wówczas normalnie żyć. Oczywiście milionów z tego nie było, ale z opowiadań rodziców wiemy, że wówczas często i dużo świętowano, przede wszystkim zimą.
Zaczynało się przede wszystkim tzw. darciem pierza. Spotykało się 10-15 kobiet wieczorem w dużych kuchniach i darły pierze z gęsi, które służyły później do wypełnienia kołder i poduch. Na koniec było jeszcze ciasto i kawa, nie obeszło się także bez małego kieliszka. Później przychodzili młodzi mężczyźni i zabawa trwała dalej.
Podobnie było ze zwyczajem przędzenia. W tym przypadku spotykały się kobiety, które z owczej wełny przędły na kołowrotkach, aż powstała wełniana nić gotowa do zrobienia np. skarpet czy swetrów na drutach. Tym spotkaniom często towarzyszyli młodzi mężczyźni, którzy przygrywali na akordeonie.
Bale maskowe najczęściej odbywały się w dwóch salach i były głównym punktem dobrej zabawy w trakcie zimy. Na bale przyjeżdżali także mieszkańcy okolicznych wsi.
Starsi mężczyźni spotykali się często w gospodzie naprzeciwko kościoła – przede wszystkim w niedziele i grali w Skata.
Niedzielne wyjście do kościoła odgrywało ważną rolę w życiu wsi. Tak samo jak i „Święto śpiewu”, na które przybywały wszystkie zespoły śpiewacze z sąsiednich miejscowości.
Wiosną oczekiwaliśmy na „Święto rowerów”, ponieważ dla nas młodzieży miało ono szczególne znaczenie. Spotykaliśmy się z młodzieżą z sąsiednich wiosek, a każdy miał rower przystrojony w kwiaty. Świętowaliśmy organizując małe wycieczki rowerowe oraz oczywiście, podczas tańców z muzyką.
Z okazji Zielonych Świątek wszyscy przystrajali domy zielonymi gałązkami brzozy i słomą. Drogi były przystrojone wzorami z zielonego i i czerwonego piasku.
Latem dużo pracowaliśmy na polu i w ogrodzie. Później odbywały się dożynki, bedące kolejnym powódem do świętowania.
Oczywiście od 1939 wszystko się zmieniło! Wszyscy młodzi mężczyźni zostali powołani na wojnę. Wszystkie święta zostały zabronione. Prace wykonywać musiały kobiety i starsi mężczyźni, którzy pozostali w wiosce. Nakazy obowiązkowego oddawania mleka, zboża i mięsa zwiększały się bardzo często.Wtedy także przybywali mężczyźni z różnych krajów /robotnicy przymusowi, przyp. Cezary Woch/, którzy pracowali w gospodarstwach, jako pomoc. Często nie mieli pojęcia o pracy na roli, oraz duże trudności sprawiały problemy związane z porozumiewaniem się z nimi.
Nadszedł 30 stycznia 1945 roku! Było bardzo zimno, niemieccy żołnierze dziwili się, że w Sycowicach spotkali jeszcze cywilów. Jednak nasz sołtys odradzał wyjazd z Sycowic, ponieważ oblodzone ulice pełne były ludzi uciekających ze Śląska oraz Prus Wschodnich.
Około północy weszli rosyjscy żołnierze, którzy szybko poszli dalej, ponieważ nie napotkali żadnego oporu. Jednak później nadeszły ciężkie chwile: gwałty, strzelanie do ludzi, podpalenia i bombardowania (przez niemieckie samoloty i do tego silne rosyjskie działania odwetowe).
Po upływie około tygodnia czasu, Sycowice zostały puste, a my zostaliśmy wypędzeni w kierunku Polski, ponieważ w okolicach Krosna, Frankfurtu nad Odrą, Selow toczyły się walki.
W kwietniu 1945 wróciliśmy do Sycowic, ale dla kobiet udręka trwała dalej. Rosjanie nie byli wrażliwi. Rosyjski dowódca rozkazał wszystkim młodym kobietom nocować w zdrojowisku /obok gorzelni/, całą noc pozostawały pod jego nadzorem.
Wkrótce wszystko się zakończyło. We wsi nie pozostał ani jeden koń, żadna krowa, żadna świnia, nic!
W czerwcu 1945 r. weszło w życie postanowienie o przesiedleniu. W godzinę musieliśmy opuścić wieś, zabraliśmy tylko bagaż podręczny.
von Gerda Krüger z domu Gierke
Drukuj artykuł
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.