
źródło zdjęcia: sxc.hu
Stodoła Wagnera
Stodoła Wagnera, stojąca bezpośrednio przy dębie /dzisiaj pomnik przyrody, przyp. C.W./, została 31 stycznia 1945 osobiście przez Juliusa Wagnera podpalona, w celu popełnienia samobójstwa. Julius pod wpływem okropności, jakie Sowieci podczas wejścia do Sycowic dopuszczali się na kobietach, zabił siekierą swoją żonę Eliesabeth i najmłodszą córkę Hildegard. Julius, jego żona i córka Hildegard, spłonęli w stodole. Starszą córkę o imieniu – Christa, ranił siekierą w głowę chcąc także ją zabić. Rana była duża, jednak dziewczynie udało się uciec z płonącej stodoły. Zaopiekowały się nią moja mama Frieda Eckert i inne kobiety. Christa przeżyła dzięki sowieckiemu oficerowi, który był telegrafistą. Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: sxc.hu
Długą i łaskawą mamy w tym roku jesień, lecz ta powoli, z dostojnością godną damy, odchodzi w przeszłość i zapomnienie. Skończyły się feerie kolorów, słońce – już jakby zimniejsze i zdecydowanie go mniej. Temperatury wyraźnie się obniżają. Świat powoli zapada w otępienie. Usypia pamięć i zaciera obrazy, spowijając je mgłą. Skończył się okres radosnych obserwacji, z przyjemnością myślimy nie o wędrówkach, a o ciepłym ogniu. Ten czas wspaniale został nakreślony w wierszu BABIE LATO napisanym przez Leopolda Staffa, który pozwolę sobie przytoczyć poniżej, aby podzielić się jego smakiem i trafnością: Czytaj więcej…
źródło zdjęcia: sxc.hu
Nie można wprost oprzeć się takiej sugestii, czytając październikowy wywiad z Burmistrzem w miesięczniku „U nas”. Przyjęta formuła wszystkich z Nim wywiadów jest nieustającą propagandą sukcesu, będącego wyłączną zasługą Burmistrza, który osobiście taką wizję kreuje.
Car jest dobry, wszystko czyni dla dobra ludu pracującego, czyli naszych mieszkańców, ale ma też przeciwników – bojarów, którzy po prostu „blokują zadania służące tymże mieszkańcom”…
Jest to tym bardziej przykre, ponieważ źli bojarzy, członkowie Klubu Radnych Niezależnych, „mając wygórowane ambicje”, kierują się wyłącznie „prywatnymi animozjami i złymi emocjami” i o zgrozo, „bezinteresowną zawiścią” … Czytaj więcej…

źródło zdjęcia: sxc.hu
Urodziłam się 17.03.1932 r. w Sycowicach w pobliżu Krosna nad Odrą. Mieszkaliśmy bezpośrednio obok cmentarza. Miałem trójkę rodzeństwa. Moi rodzice mieli kawałek ziemi i kilka zwierząt (2 świnie, 1 krowę, kilka królików i kur). Na małym polu uprawiali ziemniaki, żyto i owies.
Wszystkie dzieci musiały pomagać w domu i na podwórku, oraz utrzymywać je w czystości. Moi rodzice byli wówczas na polu i mieli tam dużo do zrobienia. Ponieważ ja byłam najstarsza z rodzeństwa, musiałam pilnować młodszych. Moja mama najczęściej gotowała tradycyjny, jednogarnkowy posiłek złożony z mięsa i warzyw (na podobieństwo zupy gulaszowej). Na śniadanie był chleb, lub przynosiliśmy z piekarni Jelsch świeże bułeczki.
Mieliśmy także piękną szkołę, w której były dwie klasy i duże podwórko. Tylko nauczyciele byli bardzo surowi, Pani Schulz i Pani Albrecht. Czytaj więcej…
źródło zdjęcia: Cezary Woch
Sycowice w roku 1939 miały 669 mieszkańców. Funkcjonowały: 2 sklepy mięsne, 2 piekarnie, 4 sklepy w których kupić można było wszystko od talerzy, nici, materiałów, przez cukier, mąkę i cukierki, oraz dwie restauracje. Dalej: 1 krawiec, 2 krawcowe, 2 stolarnie, 1 kowal, 1 zakład ogrodniczy, 1 stacja paliw, 1 sprzedawca rowerów, 1 rymarz,1 sklep z artykułami budowlanymi i kasa oszczędnościowa, 1 leśnictwo, 1 poczta, 1 urząd stanu cywilnego, 1 proboszcz, 1 sołtys, 1 stomatolog /miał we wsi filię/, 1 szkoła wraz z nauczycielem, który mieszkał tam na stałe, 1 majątek z pokojami dla urlopowiczów (wielu z Berlina). Czytaj więcej…