Drukuj artykuł Drukuj artykuł

Rosjanie w Sycowicach i Grabinie podczas Wojny Siedmioletniej

wojna siedmioletnia

źródło zdjęcia: sxc.hu

We wrześniu 1756 roku doszło do trzeciej Wojny Śląskiej przeciwko Austrii, ponieważ Rosja otrzymała wrogie oświadczenie od Prus, to w konsekwencji również tutejsza okolica doznała nieszczęścia przez tą wielką wojnę. Wprawdzie początkowo było tu cicho, aż w 1758 Rosjanie nadeszli z zajętego przez nich Królestwa Pruskiego, a 15 sierpnia Kostrzyn w wyniku ostrzału został obrócony w popiół; następnie 18 września został dostrzeżony pierwszy rosyjski kozacki oddział. Przybyli z Radnicy i zatrzymali się na poranny posiłek; ich głównym celem było to, aby zabrać konie ze wsi, które wyłapywali i były one utracone. Domy, z których mieszkańcy uciekli zostały splądrowane, uciekinierzy ścigani, wszystkie skrzynie i pudła rozbito a co lepsze zostało zabrane. U większości mieszkańców, którzy pozostali w domu zabrali tylko pasze ze stodół, zażądali pieniędzy i chleba, a ogólnie zadawali cierpienie i co było przyzwoite nie zabrali wielu ubrań. Wróg poszedł do Sulechowa i było spokojnie aż do 23 lipca 1759, gdzie w Pałcku doszło do bitwy między Prusakami a Rosjanami, która trwała od południa do wieczora. Jednak Prusacy wycofali się przez Odrę do Cigacic i Pomorska, a korpus Rosjan poszedł prostą drogę do Krosna. W wyniku tej sytuacji Sycowice zostały ponownie strasznie splądrowane, również domy 4 ogrodników i Dębina (były Borwerk) zostały spalone. Na szlacheckim dworze i w parafii wszystko było zniszczone a bydło zabrane, a także częściowo celowo zabite i leżało gdzie popadnie, tak że nie pozostało ani jedno kopyto ani noga. Kościół pozostał prawie bez szwanku, z wyjątkiem tego, że wróg zrabował ozdoby z ołtarza i cynowe naczynia. Częściowo przyjezdni, częściowo mieszkańcy ukryli się w okolicach jeziora Werder, gdzie nie byli zbyt bezpieczni. Oni również zostali okradzeni a co niektórzy pobici. Stopniowo ludzie się znajdywali i zbierali po Rosjanach zostawione na polach zboże, jednak z wielką niepewnością i w strachu przed co chwila pojawiającymi się Kozakami, a ponieważ wszystkie młyny zostały zniszczone przez wroga musieli przez dłuższy czas jeść chleb gruboziarnisty; jesienią też nie wiele posiano, ponieważ niewiele było w stodole i nie było bydła do orki na polach. W związku z tym potrzebny był przykład, żeby ludzie sami ciągnęli pług i wsiali odrobinę ziarna do ziemi. Tak więc rok 1759 dobiegł końca, a zimą zapanował spokój. W 1760 roku, dokładnie w Środę Popielcową przybył oddział kilkuset Kozaków spod Sulechowa i wzniecając pożary pomaszerował do Krosna. Przybyli w tym dniu, zanim zrobiło się jasno, napadli na majątek Berren nie oszczędzając nawet łaskawie kobiety na łóżku szpitalnym i wymuszając później pieniądze. Był czas, że oficerowie na dworze wpadali ordynarnie do domów i kradli to, co potrzebowali. Popołudniu nie osiągając niczego w Krośnie wrócili ponownie, gdyż zostali krwawie odrzuceni przez tamtejszy słaby garnizon. Ich odwrót był całkiem spokojny, nikomu nie robiąc nic złego, poszli do Kij, gdzie odbywało się wesele w gospodzie i gdzie robili tam dziwne, niesłychane rzeczy. Później było tutaj przeważnie cicho, aż do początku września, kiedy cała Armia Rosyjska ze Śląska maszerował na Berlin łącząc brzegi Odry w specyficzny „rdzeń”. W wyniku tego przemarszu Sycowice dostały wprawdzie „Salve-guarde"; przeszli samotnie obok bez ekscesów, jednak nie było to tak dosłowne, szczególnie dla winnicy, która musiała stać się kozłem ofiarnym; wróg w znacznym stopniu ją zniszczył i bez pogardy zdobył 42 ćwiartki wina. Przyszedł znowu czas biedy, ponieważ powróciło bydło oddane przez Rosjan często zarażone od innych. I tak ten rok między strachem a nadzieją dobiegł końca. Na wiosnę 1761 roku, wydawało się, że nie powinniśmy obawiać się wizyty wroga, gdyż doszliśmy do Pomorza i stało się tak, że nie widzieliśmy żadnych Rosjan w tym roku. Ale za to miejscowa okolica została nawiedzona przez innego straszliwego wroga, a była to szarańcza. To samo wprawdzie było w poprzednich latach, lecz nie widziana w takiej zadziwiającej ilości. Miały swój pochód z Polski i były tak gęsto, że trudno było stawiać stopy a kiedy podrywały się do lotu nie można było oczu otworzyć. Większość była z zeszłorocznego wylęgu, a więc mogła jeszcze zimować zanim to robactwo stanie się silne; w taki sposób biedni uciekli przed zębami zimy i większa część została z pól zebrana, ale wkrótce latem nastał „czysty stół”, bo teraz w tym kraju wzdłuż i wszerz rozciąga się bieda, a wojna wciąż tu i tam do czysta wyniszcza; zdarza się że rosną wysokie ceny zboża, a w konsekwencji także natychmiast innych produktów spożywczych, a tym samym dla biedoty niemal nieznośnie zwiększone. Korzec ziarna miał wartość 4, 5, 6, 7, 8 i 9 Talarów. Korzec ziarna w Sulechowie kupowano nawet za 10 Talarów, a więc także proporcjonalnie ceny innych zbóż, prosa i grochu w tym i kolejnym roku rosły z 8, 10, 12 do 16 Talarów, a nawet nie można było za tyle dostać. I tak ponownie siew był zbyt biedny. Z nastaniem roku 1762 wreszcie nastał pokoju z Rosją i Szwecją, a ostatecznie rzeczywiście zawarty - podpisany przez Rosję 5 maja. Tak więc od polskiej strony nie było więcej wroga. Tak radosną wiadomość ogłoszono w tak zasmuconych Sycowicach: ten wesoły czas 5 maja o 12 w południe zakłócił pożar u ogrodnika Martina Monthe, nazywanego Papper, który powstał podczas gwałtownej burzy. Przez co sąsiednia szkoła, znajdujące się obok magazyny z żywnością, całe gospodarstwa dworskie aż do zamkowych stajni, z wyjątkiem domu komornika; także cała strona w dół do kuźni Gasse w ciągu 2-3 godzin w całości legła w popiele, i przy tym niewiele zostało ocalone. Znowu nastała bieda. Bez grosza, bez schronienia dla swoich zwierząt i bez stodoły przed zbliżającymi się żniwami, lecz stworzono Radę częściowo zabezpieczoną przez jego wysokość von Tielckaus, część przez to, że niektórzy poszli do swoich przyjaciół z bydłem, i tak dobrze, że mogli pomóc. Aż w końcu stopniowo wszyscy przygotowywali się do odbudowy. Jego wysokość oddał część mieszkania na szkolę. Szarańcza w tym roku też wyrządziła znaczne szkody, w związku z czym ceny zboża były nadal bardzo wysokie. Czasami w mieście nie można było dostać chleba lub bułki: cztery kwarty za 2 grosze. W tej szczególnej sytuacji ceny bydła były dziwne. Wartość wołu to 40-50 Talarów, słaba krowa od 3 Talarów do 10-30 Talarów. Świnia 10-20 Talarów. Cielę 8-10 Talarów. 1-6 groszy - gęś. 5 jaj za 1 grosz. Rok 1763 przyniósł nam powszechnie pożądany pokój, który został zawarty 13 lutego w Hubertusburgu (miejscowość na terenie dzisiejszych Niemiec), w zamku myśliwskim w Saksonii, który nasz Bóg i nasi potomkowie łaskawie chcą zachować! Grabin nie widział żadnego wroga podczas rozpoczętej w 1756 roku trzeciej Wojny Śląskiej i następnie najazdu Rosjan, aż do 23 lipca 1759 kiedy nastąpiła pod Pałckiem bitwa między Prusakami a Rosjanami, wielka Armia Rosyjska pod dowództwem feldmarszałka Soltikowa została przeniesiona z Frankfurtu nad Odrą do Grabina, gdzie miała swoją główną kwaterę; mieszkańcy byli tak biedni ze musieli żebrać 24 i 25 lipca przed feldmarszałkiem nadszedł front, który objął swoją kwaterę w zamku; wszystkie istniejące meble zrujnowano i zniszczono, także biedny kościół brał udział w „gierkach wojennych”, aż sam feldmarszałek oświadczył swoje niezadowolenie i zobowiązał się do bardziej restrykcyjnej dyscypliny wojskowej. Owdowiała Pani kapitanowa v. Zychlinsky uciekła z młodym zarządcą do Krosna, gdzie była aż do zawarcia pokoju z Rosją. W wyniku działań władzy, najemca Klosser i mieszkańcy tzw. Lilienwerder zostali przeniesieni w bezpieczne miejsce; wszystko zostało splądrowane; w wioskach domy i stodoły, a ludność nie zatrzymała zwierzyny kopytnej. Gdy nareszcie Armia z wioski przeniosła się do Pinnow (miejscowość na terenie dzisiejszych Niemiec) mieszkańcom nie pozostało w pamięci nic tylko gorzkie ubóstwo; muszą walczyć z głodem, prosić ludzi o każdą ilość, najczęściej chleba, ubrań i zboża, które zostało zniszczone zarówno na polu jak i w stodołach. Jeszcze trochę mieszkańców na miejscu, gdzie stał obóz, znalazło coś pozostawionego przez Rosjan, które mogli jeszcze użyć. Pan kapitan Zychlinsky został pochowany 7 kwietnia. Wróg nie oszczędzał zabitych, otwierali trumny. Nieszczęśliwy stan głodu i nędzy doprowadził wielu mieszkańców do grobu, tak że w tej małej wiosce w krótkim czasie zmarło 20 osób. Pannę v. Troschke po pewnym czasie znaleziono martwą w wodzie; ten wypadek również wynikał ze strony wroga. Kiedy zbliżała się jesień, czas siewu, a nie było ziarna do siewu, nie było bydła do orki. Jednak to musiało szczególnie łączyć ludzi, że wróg zdeptał i porozrzucał piękne zboże a ono dalej rosło, tak że wszystkie pola, a także dworskie w wiosce, były całkowicie obsiane i żniwa były bardziej obfite niż zwykle, ponieważ były porządnie obsiane. I tak ten rok dobiegł do końca. Następny rok 1760 przestraszył mieszkańców częstymi przychodzącymi i przejeżdżającymi patrolami zwiadowczymi wroga, ale to wszystko było tylko przejazdy, a ludzie wyczekiwali z radością czasu, kiedy będą mogli zebrać wyhodowane i bardzo ładnie rosnące zborze. Stało się również, że wrócił chleb, chociaż ubogi i zaczęto rozmyślać nad siewem. Z przyjściem września wynikł przemarsz Rosjan ze Śląska na Berlin i zniszczono nadzieje, większość stodół opróżniono i większość mieszkańców została bez chleba, tak że przeważnie nie mieli nic, ponieważ wszystko zostało zasiane. Kiedy w następnym roku 1761 niektórzy ludzie ponownie nabyli sztukę bydła, uzbierali trochę po błogosławionych żniwach i mieli nadzieję to przyszła szarańcza i zjadła większość oziminy, a jare całkowicie, orka i zasiew ponownie nie doszła do skutku, ceny ziarna wzrosły tak wysoko, że biedni nie mogli kupić korca ziarna, a „niewielki przyrost bydła musieli położyć na chleb". Nie lepiej było w roku 1762, szarańcza zjadła wszystko; i ta ciągła drożyzna; musiano się nasycić chlebem z otrąb, a ćwiartka otrąb w Krośnie miała wartość 16 groszy. Wreszcie rok 1763 przyniósł błogosławione żniwa, gdyż przedtem nastał ogólny spokój. Uwaga (od nauczyciela Tschentke - Grabin): W posiadłości ogrodnika Wilhelma Dreschera - Grabin znajduje się stara norymberska Biblia (drukowana w 1720), która została przebita przez Rosjan, wspaniałym ozdobnym pismem wpisano w niej słowa: "Matthäus Drescher ma tą Biblię w spadku od swojego ojca Andreasa Dreschera. W tej kochanej książce można jeszcze dostrzec nienawiść narodu rosyjskiego, jak niszczyli domy, kiedy ich wielka Armia w lipcu 1759 roku miała przez chwilę siedzibę w Grabinie. Czy rozcięto tą książkę a jej kartki uderzono lub przebito, jest nie znane, bo nikt tego nie widział. "

wybór tekstu Adam, tłumaczenie Adam i Janusz Żródło tekstu: Heimatbuch des Kreises Crossen Oder, autorzy: Karl Metzdorf, Andreas Peter, Crossen, 1927

Tagi: ,

Drukuj artykuł Drukuj artykuł

Jeden komentarz do artykułu “Rosjanie w Sycowicach i Grabinie podczas Wojny Siedmioletniej”

  1. Cezary

    Dziękuję Adamowi i Januszowi za przetłumaczenie tego trudnego tekstu, który wzbogaci naszą wiedzę o Sycowicach i Grabinie z okresu obejmującego Wojnę Siedmioletnią.

Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.

Skomentuj artykuł

Nasz serwis wykorzystuje pliki "cookie". W przypadku braku zgody prosimy opuœścić stronę lub zablokować możliwośœć zapisywania plików "cookie" w ustawieniach przeglądarki.