Drukuj artykuł Drukuj artykuł

Cyklon

zalane piwnice

źródło zdjęcia: Cezary Woch

Lubię obserwować burze, ale kiedy w sobotę 7 lipca późnym popołudniem, zauważyłem zbliżające się do Sycowic chmury widziałem już , że nie będzie to zwykła nawałnica. Od strony Radnicy i Grabina wychodziła zza lasu dziwna szara chmura, a z oddali słychać było głębokie dudnienie potężnych grzmotów. Częstotliwość pojawiających się wyładowań atmosferycznych świadczyła również o dużej intensywności pionowych ruchów wstępujących, a co z tym idzie możliwości opadu dużego gradu i ulewnego deszczu, oraz o znacznym elektrycznym naładowaniu atmosfery. Chmura która zaczęła przybierać niepokojący sino niebieski kolor, powoli nasuwała się nad Sycowice. W pewnym momencie zauważyłem wyraźny wir chmur niskiego piętra kręcący się w lewo, czyli odwrotnie do kierunku ruchu wskazówek zegara. Kierunek ten jest charakterystyczny dla wszystkich cyklonów rozwijających się na półkuli północnej /a wiec i w Sycowicach…/ i związany jest z siłą Coriolisa oddziaływującą na wszystkie mezo czyli wielkoskalowe ruchy atmosfery. Był to więc najzwyklejszy podręcznikowy cyklon, będący typowym zjawiskiem dla niżów barycznych w którym gwałtownej zmianie ulegają kierunek i prędkość wiatru, temperatura oraz ciśnienie. Kiedy wirujące chmury zniżyły się odpowiednio nisko zaczęło silnie wiać, a gwałtowna ulewa rozpoczęła niesamowity spektakl. Spływająca z pobliskiego dachu woda została przez gwałtowne porywy wiatru wypychana po połaci dachu do góry, tworząc nad kalenicą domu spienione grzywy. W jednej chwili podwórko, trawniki i warzywne ogródki znalazły się pod kilkunasto centymetrową warstwą wody która nie miała gdzie spływać. Widziałem pnie i konary drzew gięte przez wichurę do granic wytrzymałości. W powietrzu fruwały liście i co mniejsze połamane gałązki. Zaczął padać grad wielkości ludzkiego paznokcia, ale na szczęście było go niewiele i małych rozmiarów. Potoki wody zaczęły zalewać okienne szyby i przez kilkanaście minut dosłownie nic przez nie nie widziałem. Kiedy cyklon przemieścił się nieco, zarówno wiatr jak i kierunek zacinającego deszczu zmienił się o 180 stopni. Po około pół godzinie takiej nawałnicy deszcz zaczął przechodzić w ulewę a następnie w „normalny” silny opad. Po następnych kilkunastu minutach osłabł znacznie, ale całkowicie padać nie przestało. Padało jeszcze, ale zaniepokojony stanem ogrodzenia z danielami założyłem pelerynę i kalosze i ruszyłem w stronę hodowli. Droga zalana była wodą, wszędzie leżało mnóstwo połamanych gałązek i gałęzi. Gruba strzelista wierzba złamana w połowie jak zapałka, dwa świerkowe ukręcone czuby tarasowały przejście. Kiedy doszedłem do Kanału Północnego nie wierzyłem własnym oczom – poziom wody w Kanale był prawie równy z poziomem pól. Woda przy przepuście nie płynęła równo, ale była to budząca lęk kipiel… . Wewnętrzne ogrodzenie na terenie hodowli wsparte na żywych, specjalnie wsadzonych wierzbowych słupkach całkowicie przewrócone. Połamane grube gałęzie olch i wierzb, powywracane drzewa, łąki pod 10-20 centymetrową warstwą wody… . Rozdzwoniły się telefony, mieszkańcy zalewani przez wodę szukali pomocy i wsparcia, musiałem wracać. Kiedy doszedłem do wsi, nadjeżdżały już wozy straży pożarnej z Brodów wezwane jeszcze w czasie trwania nawałnicy, przez najbardziej poszkodowanych mieszkańców. Przedtem strażacy musieli przeciąć i usunąć kilka blokujących zwalonych drzew na drodze Nietkowice Sycowice. Brakowało prądu i wypompowywanie wody we własnym zakresie było niemożliwe. Strażacy ocenili sytuację i wezwali wsparcie z Zielonej Góry i Kij. Wypompowywanie wody z zalanych piwnic i posesji trwało prawie do 23-iej, a o 23.25 zakończyłem swoją wędrówkę po wsi wzywany przez kolejnych mieszkańców. Nasłuchałem się oj, nasłuchałem: za nieczyszczone od lat rowy melioracyjne, za panoszenie się bobrów, za brak działalności Spółki Wodnej, za to , że w końcu Straż jednemu wypompowała wodę, a drugiego ta woda zalała / pretensja ta była zupełnie niesłuszna/ itp. itd. W niedzielę do południa trwało dalsze wypompowywanie wody i poszukiwanie przyczyn niedrożności systemu odwadniającego. Cokolwiek by jednak nie powiedzieć, wieś do obrony przed takim kataklizmem przygotowana nie była. Powody i przyczyny są różne i chociaż nawałnica minęła, dzwonią telefony, czynione są ustalenia i mam nadzieję, że będą z tego zdarzenia wyciągnięte daleko idące wnioski i będzie lepiej. Na zakończenie chciałbym powiedzieć, że wszystkie zdjęcia zrobione zostały w 15 godzin po przejściu cyklonu, pokazują miejsca gdzie wody być nie powinno i nie odzwierciedlają grozy sytuacji mającej miejsce w czasie jego trwania.

Cezary Woch

Tagi:

Drukuj artykuł Drukuj artykuł

Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.

Skomentuj artykuł

Nasz serwis wykorzystuje pliki "cookie". W przypadku braku zgody prosimy opuœścić stronę lub zablokować możliwośœć zapisywania plików "cookie" w ustawieniach przeglądarki.