źródło zdjęcia: Cezary Woch
Pan
Sergiusz Jackowski jest niestrudzonym kronikarzem wydarzeń które nie tylko dla młodego, a również dla starszego pokolenia są już zamierzchłą historią. Czy warto je znać? Myślę, że ponad wszelką wątpliwość TAK! Wiedza o przeszłości tej ziemi, jest podstawowym kryterium naszej tożsamości. Ludzie którzy nie znają swojej historii są nikim, a społeczeństwo bez kultury i poczucia własnej tożsamości, może w każdej chwili zniknąć z powierzchni ziemi. Drobiazgowe spisywanie historii naszych małych Ojczyzn, samo w sobie jest wartością dla której winniśmy wdzięczność jej Autorowi.
Jednym z epizodów odkrytych i opisanych przez Pana Sergiusza jest tajemnica
radoszyńskiej żwirowni. Kiedy na początku czerwca br. zaprosił mnie na obserwowanie wykonywania prac wykopaliskowych i ekshumacyjnych, nawet nie przypuszczałem, że będę świadkiem odkrywania ludzkich szkieletów, znaczników identyfikacyjnych i jednej z trzech złotych obrączek, niezaprzeczalnych dowodów ludzkich tragedii. Jedna z mieszkanek
Radoszyna trzymała w rękach portret pięknej młodej dziewczyny. Postanowiłem poznać również jej historię.
C.W. Panie Sergiuszu, w jaki sposób udało się Panu ustalić wydarzenia z końcówki wojny które rozegrały się w Radoszynie? S.J. Świadkiem tych dramatycznych okoliczności był Polak Pan Michalski, który osiedlił się na tych terenach tuż przed wybuchem wojny.
„Przybyłem do Radoszyna latem 1945 roku – opowiada repatriant Józef Paszkiewicz – Sołtysem był pan Michalski. Wielkopolanin, który osiedlił się tu przed wojną wraz ze swoją rodziną. Podczas spotkań ze współmieszkańcami opowiadał o masakrze, której był świadkiem. Było to w ostatnich dniach stycznia 1945 roku. Podczas posuwania się na zachód sił zbrojnych Armii Czerwonej, niemiecka jednostka pancerna z kilkoma czołgami z niewiadomych przyczyn, nie zdążyła wycofać się za linię umocnień MRU”. Być może dowództwo wydało rozkaz dla tej jednostki, by na jakiś czas powstrzymać front. W tym czasie trwała wzmożona ewakuacja rannych niemieckich żołnierzy z Tiborlager. Dowództwo niemieckie musiało wiedzieć z jaką siłą podąża front Armii Czerwonej. Dlaczego tą jednostkę zostawiło na nieuniknioną zagładę?
„Gdy we wsi pojawiły się pierwsze czołgi, otworzyli do nich ogień. Rozpoczęła się walka w środku wsi. Po wymianie ognia po obu stronach walczących były straty w ludziach i sprzęcie. W wyniku walk płonęło kilka budynków. Niemcy zdali sobie sprawę z przewagi przeciwnika i wkrótce poddali się. Za rozpoczęcie działań zbrojnych i w zemście za poległych kolegów, wszystkich niemieckich pancerniaków ustawiono na wzniesieniu drogi naprzeciw kościoła i rozstrzelano. Po tej egzekucji po zabitych ponoć przejechali czołgami. Na skrzyżowaniu w kierunku wsi Łąkie krew ciekła strumieniem. W pobliżu miejsc, gdzie Niemcy stawiali opór, z domów wyprowadzano cywilów i rozstrzeliwano na podwórkach. We wsi powstał straszny popłoch wśród mieszkańców. Ludzie z przerażenia sami dokonywali samobójstw. Skutkiem artyleryjskiego ognia we wsi zapaliło się kilka budynków. W czasie masakry palił się budynek przy plebani. Proboszcz Szołtysik pochodzenia polskiego ratował swoją plebanię przed pożarem. W czasie tłumienia ognia został także zastrzelony. Po zakończeniu zemsty żołnierze Armii Czerwonej w pobliżu żwirowni pochowali swoich kolegów w jednym grobie. Mogiłę ogrodzili i ustawili na niej drewniany cokół z symboliczną, czerwoną gwiazdą. Po opuszczeniu Radoszyna przez mścicieli, władze wojenne zarządziły wywózkę zamarzniętych trupów furmankami po za wieś. Pochowano je na skarpach w żwirowni po około trzydziestu w trzech grobach masowych. Parafianie pochowali księdza przy drodze między Radoszynem a Łąkie. Na początku lat siedemdziesiątych, prochy jego ekshumowano i pochowano na cmentarzu w Skąpem. Parafianie ze Skąpego ufundowali mu nagrobek w latach osiemdziesiątych. Wcześniej ekshumowano szczątki żołnierzy Armii Czerwonej i pochowano je na wojennym cmentarzu w Międzyrzeczu”. C.W . Czy ktokolwiek jeszcze potwierdził tą relację? S.J. Tak, potwierdził je Jan Samulski, który od maja 1945 roku mieszka w Radoszynie .
C.W. A co wiadomo w sprawie młodej dziewczyny? S.J. Wiem to również od Jana Samulskiego.
„W czasie radoszyńskiej masakry zginęła także 21 letnia dziewczyna. Była ona obywatelką Norwegii. Syn bauera Richarda Hartmana z Radoszyna jako żołnierz okupant przebywał w czasie wojny w Norwegii. W tym czasie werbowano młodzież do prac przymusowych w Niemczech. Poznał tam dziewczynę Sylveig House, w której bardzo się zakochał. Ona także odwdzięczała się mu swoją wielką miłością. Z uwagi na to piękne uczucie, rodzice Sylveig zgodzili się na wyjazd córki. Narzeczony skierował ją w 1942r. niby do pracy do swoich rodziców. Przybyła ona do Rentschen /Radoszyn/ z własnoręcznym listem syna. W liście tym syn zastrzegł rodzicom, by była traktowana jak własna córka. Oznajmił także, że kiedy wróci z wojny to weźmie z nią ślub. W czasie wojny syn bauera jako oficer otrzymał krótki urlop. Odwiedził rodziców i swoją narzeczoną, która uczyła się krawiectwa dojeżdżając do Świebodzina pociągiem z Radoszyna. Po wojnie starszy od Sylveig brat Zygmunt dowiedział się o tragicznej śmierci siostry, która zginęła podczas rozstrzeliwania cywilów przez Armię Czerwoną. Na początku lat siedemdziesiątych przyjechał do Radoszyna, by odszukać grób swojej siostry. Trafił właśnie do mnie, by na ten temat uzyskać informacji. Zaprowadziłem go na żwirownię. Pokazałem miejsce gdzie jest pochowana w masowych grobach razem z mieszkańcami Radoszyna i niemieckimi żołnierzami ofiarami masakry. Przed tymi tragicznymi wydarzeniami Sylveig wiedziała już, że jej narzeczony zginął na wojnie. Podczas rozstrzeliwania cywilów przez Armię Czerwoną popełniła samobójstwo tak, jak również kilka młodych kobiet w obawie przed gwałtami. Ode mnie jej brat dowiedział się jaką śmiercią zginęła Sylveig. Był bardzo załamany. Gdy spojrzał na obsuniętą skarpę żwirowni ze śmieciami pod którą znajduje się ciało jego siostry, z żalu polały mu się łzy, że jest pochowana jak zwierzę razem z wieloma ofiarami byłej masakry. Pan House prawie każdego roku odwiedzał miejsce gdzie spoczywają szczątki jego siostry. Podczas każdych odwiedzin nie godnego miejsca pochówku Sylveig odwiedzał moją rodzinę. Przywiózł ze sobą także krzyż. Wspólnie z nim urządziliśmy symboliczny grób, nad którym w spokoju mógł się pomodlić nad nieszczęśliwą, zakochaną ofiarą wojny, która tak bliską była jego sercu. Pan House prosił mnie, bym nie zaniedbywał tego miejsca i dbał o świeże kwiaty, zapalał znicze w święta zmarłych i w rocznice urodzin 22 października na symbolicznym grobie Sylveig. Zwierzał mi się, że przyjeżdża tu, by pobyć blisko jej prochów, w głębokiej zadumie i nostalgii powspominać o wspólnym dzieciństwie i młodości w rodzinnym kraju, o swojej drugiej siostrze w rodzeństwie. Ogromna więź i miłość do siostry zmuszała go przez dziesiątki lat do odwiedzania radoszyńskiej żwirowni i opiekunów jej symbolicznego grobu." C.W. Niesamowita, wzruszająca historia. W jaki jednak sposób zainteresował Pan Stowarzyszenie „Pomost” poszukiwaniami w radoszyńskiej żwirowni? Przecież to dość spore, kosztowne i ryzykowne przedsięwzięcie. S.J. Pod koniec 2008 roku odebrałem telefon od Pana Prezesa
„Pomostu” Tomasza Czabańskiego z Poznania. Napotkane moje wspomnienia w Internecie zainteresowały go. Więc chciał mnie poznać i przekonać się, czy to jest prawda co ja piszę. W maju 2009 roku znowu przedzwonił do mnie i umówiliśmy się na spotkanie. Przyjechał z kierownikiem wydawnictwa „
Pomost” Panem Maciejem Karalusem. Byliśmy pod
Przetocznicą w lesie na wizji lokalnej podejrzanych tam grobów masowych. Po powrocie pojechaliśmy na żwirownię w Radoszynie. Tam pokazałem w których miejscach mogą być masowe groby. Po załatwieniu spraw w gminie z wójtem, dopiero po roku „
Pomost” zajął się sprawą ekshumacji.
C.W. Jaki jest zatem ostateczny rezultat poszukiwań? S.J. Ostatecznym rezultatem ekshumacji jest: 18 identyfikatorów żołnierskich, w sumie z cywilami 53 ofiary. Podejrzewają, że jeszcze jest jeden grób. Być może będą dalsze poszukiwania. Mieszkańcy Radoszyna zgłosili jeszcze, że w ogrodach znajdowali ludzkie szkielety. Można przypuszczać, że Niemcy swoich bliskich nie chcieli wywozić jak śmieci do żwirowni i chowali je tymczasowo we własnych ogrodach, by w odpowiednim czasie sprawić im godny pochówek. Znalezione identyfikatory i grawerowane, złote obrączki przy ofiarach świadczą o tym, że tej masakry dokonano na niemieckich żołnierzach jak i na cywilach. Z rozkazu władz wojennych musieli je wywozić krewni i znajomi, dlatego rabunek biżuterii nie miał miejsca. Po drugie, w tak dramatycznych chwilach każdy myślał o sobie, by ten czas grozy przetrwać. Końcowe rezultaty poszukiwań grobów masowych na terenie gminy Skąpe mogą być ciekawe. Chcę więc je umieścić w swojej książce. Z pewnością zainteresują młodych czytelników, którzy prawie nic nie wiedzą jaki koszmar wojny kryje ziemia na której spokojnie mieszkają.
C.W. Panie Sergiuszu, bardzo dziękuję za tą kolejną porcję historii naszych małych Ojczyzn i życzę jak najrychlejszego wydania Pańskiej książki. Mam również cichą nadzieję, na małą dedykację z osobistym podpisem Autora… S.J. Z przyjemnością opatrzę ją swoim autografem, a przy okazji serdecznie pozdrawiam czytelników
sycowice.net
Cezary Woch
Tagi: Międzylesie, Radoszyn
Drukuj artykuł
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Skomentuj artykuł
Lipiec 22nd, 2010 at 20:24
Serdeczne podziękowania dla pana Cezarego, że na zaproszenie pofatygował się do żwirowni, by internautów bliżej poznać z moimi wspomnieniami o których młode pokolenia mało co wiedzą o historii terenów na których mieszkają.
Lipiec 30th, 2010 at 18:56
Witam serdecznie wszystkich Państwa,
najpierw przepraszam, że dopiero teraz zabieram głos w sprawie poszukiwań w Radoszynie. Niestety nawał prac w tym roku sprawia, że czas za szybko ucieka.
Tak jak już wspomniał Pan Sergiusz w żwirowni radoszyńskiej odkryliśmy szczątki 53 osób. Nie potwierdziły się relacje o pochowanych tam 90 osobach. Jest to normalne, że przez tyle czasu zacierają się daty i liczby. Były jak wspominali mieszkańcy Radoszyna trzy mogiły w których spoczywali zarówno żołnierze jak i ludność cywilna. Prawdopodobnie była też wśród nich młoda Norweżka.
Wszyscy zostaną pochowani w pażdzierniku na cmentarzu wojennym w Starym Czarnowie pod Szczecinem. Obecnie trwa identyfikacja znalezionych nieśmiertelników.
Przed paroma dniami pracowaliśmy ponownie na Państwa terenie w Ołoboku i znaleźliśmy szczątki 9 żołnierzy pochowanych praktycznie w środku wioski w okopie.
Do Ołoboka wrócimy jeszcze w sierpnie – szukać będziemy na terenie cmentarza komunalnego.
Nie potwierdziły się natomiast informacje pana Sergiusza o mogiłach w lesie w okolicach Przetocznicy. We wskazanych miejscach nic nie było.
W najbliższym czasie będziemy poszukiwać w lasach w okolicach Rosina.
Korzystając z okazji zwracam się do Państwa z prośbą informacje o pochówkach w okolicach młyna w Przetocznicy i w żwirowni nieopodal miejscowości Niedzwiady – jezioro Niedźwiadno. Podobno pochowano tam zarówno żołnierzy jak i ludność cywilną z okolic Chociul i Ołoboka.
Za każdą informację będziemy bardzo wdzięczni bo może nas naprowadzić na trop mogił.
Chciałbym podziękować wszystkim, którzy pomogli nam i pomagają w poszukiwaniach. Mieszkańcom Radoszyna a także władzom gminnym z panem Wójtem Gminy Skąpe na czele.
Jeszcze na koniec chciałbym wrócić do sprawy poszukiwań w ub. roku w Podłej Górze. Napewno bli to cywile. Pochowani zostali poźną jesienia 2009 roku w specjalnej kwaterze na cmentarzu w Starym Czarnowie.
Jestem przekonany, że na terenie Podłej Góry są jeszcze podobne groby. Może ktoś nam je zgłosi? Proszę się nie bać. Lepiej jak ogródki oczyści się z kości. Będzie lżej na duszy a zmarli zostaną godnie pochowni.
To tyle. W miarę napływu informacji będę Państwa informował.
Pozdrawiam
Tomasz Czabański – POMOST Poznań