źródło zdjęcia: Waldemar Porębny
Witam wszystkich po dłuższej przerwie. Spowodowana ona była zmianą pracy. Już nie jestem w Chinach ale temat
„chiński” jeszcze pociągnę w co najmniej dwóch artykulikach. Obiecałem to przecież na łamach naszego forum i niegodnym byłoby słowa nie dotrzymać. Jako pierwszy będzie „Jungle Bar – cz. 2” a później sprawozdanie z
muru chińskiego. Może jeszcze później wrzucę coś na ruszt
kuchni chińskiej. Cóż tu się rozpisywać: „Jungle Bar cz. 2” to nic innego jak pożegnanie z Chinami. Pożegnanie z różnymi odczuciami: od niechęci wyjazdu do chęci poznania innego kraju (czy też krajów) i zasmakowania innej pracy.
Taki los jaki wybór – do końca nie wiadomo czy słuszny i czy się powiedzie. No!! Ale dość filozofowania. W tym artykuliku opiszę tylko moje pożegnanie nie z
Chinami ale z grupa przyjaciół, z którymi wiele barowych wieczorów spędziłem. Pochodzą oni z różnych krajów i prezentują różne zawody i poglądy: od nauczycieli języka angielskiego, pracowników firm, managerów firm aż do tych, którzy prowadzą swoje własne interesy. Największą grupą są nauczyciele języka angielskiego. Rynek pracy dla nich jest wręcz nieograniczony i zapewne dlatego jest ich najwięcej. Świetni kompani do rozmów w barze przy piwie ponieważ w ten sposób mogłem szlifować i dalej uczyć się angielskiego. Cechuje ich wręcz nieograniczona cierpliwość do tłumaczenia zasad właściwych wypowiedzi. Najczęściej wywodzą się z Anglii, Szkocji i Nowej Zelandii. Australijczycy są niechętnie zatrudniani ze względu na bardzo silny akcent. Do
baru regularnie przychodziło (i są na fotkach) dwóch Australijczyków. Jednego zrozumieć można było
„normalnie” natomiast drugi zafascynował mnie swoja angielszczyzną ponieważ praktycznie nic nie rozumiałem co do mnie mówi. Nie przejmowałem się tym jednak bo nawet Anglicy kazali powtarzać sobie jego wypowiedzi. Potraktowałem to jako wyzwanie i z nim właśnie najwięcej w barze
„rozmawiałem”. Oprócz nacji, o których wspomniałem do baru przychodzili oczywiście chińczycy,
amerykanie, Ukrainiec , Austriak,
Niemiec lub dwóch, Chorwat, Szwajcarka i może jeszcze inni ale wymieniłem całą
„stałą” grupę. Na moje pożegnanie, ogłoszone zresztą w lokalnej gazecie dla cudzoziemców, stawiła się dzielnie cała
„stała” grupa. Przyszli też inni zachęceni anonsem w gazecie, że będzie serwowana za darmo polska wódka i piwo. Aby słowo pisane ciałem się stało zakupiłem w miejscowym Carefurze niezbędna ilość butelek Wyborowej z
„zapasem” na poprawiny. Wieczór był chyba udany bo w barze zostało, ze względu na niewłaściwą pracę błędnika,
„na przenocowanie” kilka osób, jedna udała się w objęcia Morfeusza na ławce przed barem (błędnik zadziałał widocznie natychmiast po wyjściu z baru) a jedna, wysoce nieostrożna, postanowiła dojechać do domu skuterkiem i wylądowała na pogotowiu bo skuterek złośliwie się podczas jazdy przewrócił raniąc nieco skuterzystę. Cóż tu się rozpisywać: pooglądajcie sobie kilka fotek.
Waldemar Porębny
Tagi: Chiny
Drukuj artykuł
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Skomentuj artykuł