Turysta w Chinach – część 2
źródło zdjęcia: Waldemar Porębny
No tak…. Skoro powiedziało się A to należy powiedzieć B…. Na dodatek niektórzy weszli mi na ambicję „podłechtując” za artykuliki.
Tym razem więc będzie Pekin. Byłem tam dwa razy. Tak samo zresztą jak na Wielkim Murze ponieważ wypad do stolicy Chin nieodłącznie musi wiązać oba te kierunki turystyczne. Ostatnio wyczytałem w internecie, że chińskie linie lotnicze należą do jednych z namniej punktualnych. Całkowicie się z tą tezą zgadzam. Za pierwszym razem samolot z Szanghaju do Pekinu opóźnił start o 7 (siedem) godzin !!!!!! Być może gdybym był na terminalu to dałoby się jakoś przeżyć ale niestety trzymali nas cały czas na bocznym pasie. Pierwsze dwie godziny przeszły ok, później jednak zaczęły płakać dzieci, później Chińczycy zaczęli domagać się jedzenia (świętość w Chinach, o której będę jeszcze pisał) a na koniec pewna dowcipna rodzina z Francji domagała się podania wina – i , ze zdziwieniem, dostali co natychmiast wykorzystałem dołączając się do zamówienia i w miłym towarzystwie, popijając winko czas już mijał mile. Potem poszło jak spłatka. Niektórzy nawet żądali natychmiastowego uwolnienia z samolotu. Jak widzicie więc, podróż już na początku zaczęła trącić przygodami. W międzyczasie kilkakrotnie dzwoniłem do hotelu cały czas potwierdzając rezerwację. Głupio byłoby przyjechać i nie mieć noclegu. Przylot nastąpił, z oczywistych względów, późną nocą, potem taksówka i poszukiwanie hotelu. W drodze z lotniska, Pekin przywitał mnie rzęsistą ulewą z piorunami. Niektóre ulice stały się prawie całkowicie nieprzejezdne. Kierowca taksówki pomimo, że miałem chińską nazwę hotelu i ulicy, nie potrafił go znaleźć. Dobrze, że miałem telefon i recepcjonista hotelu poprowadził kierowcę do celu. Hotel okazał się OK ale śniadania podawane są tylko na styl chiński więc smakosze kuchni europejskiej nic zjadliwego nie znajdą….. no, oprócz jajek na twardo ale bez chlebka. O kuchni chińskiej będę pisał osobno.
Internet zachwalał lokalizację hotelu i wcale się w tym nie mylił. Dobry z niego gość. Zakazane Miasto było zaledwie 15 minut piechotą, więc na drugi dzień po chińskim śniadanku wybrałem się tam. Ku mojemu zaskoczeniu, przed kasami biletowymi nie kłębiły się tłumy – po 10 minutach stania kupiłem bilet. Bez problemu, bo instrukcje były po angielsku a i obsługa coś niecoś dukała.
Chodząc po Zakazanym Mieście, na początku można dostać małego rozczarowania. Trzy olbrzymie place z wielkimi pałacami i pozamykanymi bocznymi budynkami. Tylko niektóre były otwarte wystawiając nieco eksponatów. Nic co by powaliło z nóg. Jednak najwspanialsza część była przede mną. Wspominałem wcześniej o pałacach – otóż przewodnik (książkowy – nie żaden tam ludzki…) powiedział, że jest to część oficjalna i reprezentacyjna. Natomiast w drugiej części, z malutkimi uliczkami, ciasną zabudową mieszkali pozostali „członkowie” Miasta – Panowie, urzędnicy itp… Są tam również dwa parki cesarskie – jeden bardzo spokojny i stonowany z drzewami sosnowymi o przeróżnych kształtach, z historią konkubiny cesarskiej utopionej przez zawistnych w studni na cesarskim zapleczu, i drugi z wiekowymi cyprysami (chyba..) i skalnymi tworami. Całość naprawdę godna i warta oglądnięcia jednak ludzi jak „mrówków” pełno. Oglądnięcie wszystkiego, wraz z piwkiem na dworze Cesarza zajęło mi cały dzień tak, że po powrocie pod wieczór pozostała mi tylko wizyta na uliczce przedziwnych dań i rajd po barach. Jeśli chodzi u uliczkę dziwnych dań to skusiłem się tylko na skorpiony, kokony jedwabników i konika morskiego. Na czarne żuki, szarańczę czy inne stawonogi jakoś zabrakło mi apetytu. Zobaczycie je zresztą na fotkach.
A bary są zupełnie OK – zlokalizowane w dwóch czy też trzech miejscach w Pekinie – pełne różnorodności, turystów i zabawy prawie do rana – warto i polecam. Jakby co to służę adresami. O innych uciechach nie będę wspominał bo nie przystoi….
Na drugi dzień byłem na obiektach olimpijskich, ale o tym opowiedzą już tylko zdjęcia.
Trzeci dzień to Mur Chiński, który doczeka się osobnej opowieści.
Pozdrawiam.
Waldemar Porębny














































Tagi: Chiny
Drukuj artykuł
22 Komentarze(y) do artykułu “Turysta w Chinach – część 2”
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Luty 9th, 2010 at 23:04
Zastanawiałem się, czy na czołówkę nie dać zdjęcia nr 4 😉
Luty 10th, 2010 at 03:39
Ba…. Mogę dorzucić więcej takich uroczych widoków….Powiedz tylko słowo.
Wprost nie mogę się doczekać zmiany pracy i kraju aby móc zobaczyć Twoje filmiki.
Luty 10th, 2010 at 07:57
A może chciałbyś napisać osobny artykuł na temat uroczych widoków?
Luty 10th, 2010 at 08:57
Oczywiście Grzegorz. Mógłbym coś takiego zrobić i opublikować – np. życie nocne Chin. Muszę tu jednak przyznać, że masę „uciech” musiałbyś mocno cenzurować. To, co można tutaj spotkać przekracza nawet nasze wyobrażenia: kluby z tak urozmaiconymi uciechami, że aż strach opisywać – powinienem??? mógły to być zbyt duży szok dla niektórych forumowiczów. Niestety w tym przypadku tylko ustny przekaz ma rację bytu. Z oczywistych względów fotek z tego nie ma. Z drugiej strony jest masę barów i karaoke, które mogę opisać ale komu taka wiedza jest potrzebna? Jeśli ktoś ma zamiar to przyjechać to chętnie udzielę prywatnych porad.
Pozdrawiam z niesamowitych Chin.
Luty 10th, 2010 at 13:26
Ale musisz zaznaczyć, że można czytać i oglądać po godz. 24-tej… . A tak na prawdę to wielka frajda oglądanie tych zdjęć z bazaru…. . Dla każdego coś miłego i dla Panów i dla Pań …. . 😉
Luty 10th, 2010 at 18:31
Waldku, to jak będziesz w Polsce to umówimy się na piwo, bo ja narazie nie wybieram się do Chin
Luty 11th, 2010 at 09:51
Grzegorz,
przyjmuję zaproszenie. Nie znasz chwili kiedy to może nastąpić. Cezarego też zaskoczyłem znienacka ale na piwo nie mieliśmy czasu. Ale co się odwlecze to nie uciecze.
Jeśli chodzi o fotki z bazaru to mam na tapecie malutki arykulik z bazaru w Kabulu. Bardzo ciekawe fotki. Byłem tam tradycyjnie już z ekipą TVN.
Ciekawe co Ceazry miał na myśli pisząc, że coś „i dla Pań” ????
A poza tym to nie był bazar tylko jadłodajnie cudactw na otwartym powietrzu. Czynne zresztą tylko do 22.00. Potem im wyłączają prąd.
Luty 11th, 2010 at 10:11
A ja po obejrzeniu tak pięknego świata myślę, że po ukończeniu czwartego kwartału życia czy nie waeto odpalić „poloneza” i wyruszyć jako turysta do Chin. Pooglądać na żywo cuda twórców i skosztować tak pikantnej szarańczy.
Luty 11th, 2010 at 23:53
Tak wygląda strona sycowice.net po przetłumaczeniu na język chiński
KLIK
Luty 12th, 2010 at 01:44
O Jezu, Grzegorzu nie strasz nas… . Co do Waldka to zaprawdę powiadam Wam, że nie znacie dnia ani godziny… . Mnie tak zaszedł w krzakach, że danieli nie zdążyłem mu pokazać… . Nie miałem też ani solonej słoniny, ani cebuli, ani samogonu i jak tu gościa godnie przyjąć? :). A co do tego co miałem na myśli odnośnie Pań, to jak obejrzycie, a właściwie przeczytacie napisy na straganach to dostaniecie olśnienia, niewątpliwie zresztą… . 😉
Luty 12th, 2010 at 04:53
Grzegorz,
tłumaczenie, niestety dalekie jest od doskonałości. Powinienem poprawić? jak sądzisz?……
a teraz do Sergiusza. Tak a’propos Poloneza, za mojej drugiej bytności w Pekinie, kierowca taksówki koniecznie chciał poużywać swojego „angielskiego”. Na pytanie o mój kraj wyraźnie się ożywił i z chińsko-angielskiego potoku słów wyłowiłem właśnie swojsko brzmiące słowo „polonez”. Później doszliśmy do wzajemnego porozumienia i dowiedziałem się, że on zna tak sławetną markę ognistego rumaka z Polski. Ja, niestety nie widziałem ani jednego na ulicach.
Luty 15th, 2010 at 01:32
Waldku, a co Chińczycy wiedzą jeszcze o Polsce i Polakach?
Luty 20th, 2010 at 16:49
Zarty żartami Waldku. Ja cieszę się z marki swojego pojazdu. Pod koniec lat siedemdziesiątych sam Gierek na prototypie „ognistego rumaka” odwiedził w sąsiedniej wsi Pałck spółdzielnię prodcyjną.
Luty 21st, 2010 at 07:21
Grzegorz. Jeśli chodzi o wiedzę chińczyków na temat Polski to jest ona dość ograniczona. Na pytanie skąd jesteś – odpowiadam piękną chińszczyzną : „Polan” – i wszystko jasne. Wiedzą,że jesteśmy w centrum Europy i czasami rzucają nazwę naszej stolicy „Warsza”. Oczywiście dość znany jest tutaj Chopin. To jest tak nieco ogólnie ponieważ muszę tutaj powiedzieć o pewnej pięknej przedstawicielce narodu chińskiego, którą mam przyjemność znać. Otóż gdy pierwszy raz ją spotkałem to już wiedziała sporo o Polsce. Przy drugim spotkaniu (zaznaczam, że było to w „moim” barze), wiedziała o Polsce już tak dużo, że mnie to nieco zszokowało. Włączając w to wiedzę o rozbiorach. Na dodatek zadawała masę pytań o Polsce. Teraz jej wiedza na temat historii, wojen jest wręcz imponująca. Dochodzi do tego oglądanie polskich filmów w internecie i słuchanie polskich piosenek. Jak widzicie, zawsze znajdzie się jakiś rodzynek w społeczności , który jest wyjątkiem w każdym calu.
Grzegorz – nie wydaje Ci się, że ten krótki komentarz powyżej mógłby być zaczątkiem artykuliku, o którym wspominasz powyżej w komentarzu nr 4?
Luty 21st, 2010 at 08:52
Waldku, wszystkie Twoje artykuły są bardzo ciekawe więc i ten na pewno opublikuje jeśli powstanie
Mam nadzieje, że piękna przedstawicielka narodu chińskiego zna stronę sycowice.net 😉
Luty 21st, 2010 at 10:29
Grzegorz. Piękna przedstawicielka oczywiście oglądała stronę sycowice.net. Ciekawa była co publikowałem – oglądała zdjęcia i oczywiście kliknęła na Twój chiński „KLIK” i zorientowała się mniej więcej o czym pisuję ja i inni.
Luty 21st, 2010 at 13:00
Jak to dobrze, że chiński rząd nie cenzuruje naszej strony
Luty 21st, 2010 at 20:23
Grzegorz.
Nie tak do końca. Już wspominałem, że Twoje filmowe wstawki do komentarzy nie mogę zobaczyć tutaj w Chinach.
Natomiast jeśli chodzi o artykulik wspomniany w komentarzu nr 4 to co z ochroną wizerunku i dóbr osobowych???? Darować sobie? bo to z Chin i tutaj takiego przepisu nie ma? A poza tym kto z chińczyków czyta nasze strony???
Wczoraj miałem imprezę pożegnalną w „moim” barze. Było fajnie. Kupiłem sporo polskiej wódki i skutecznie na gościach ją wypróbowałem. Do tego popijali piwem więc rezultat był do przewidzenia. Biedacy – brak im odpowiedniego treningu i słowiańskiej wytrzymałości na trudy barowe.
Październik 9th, 2010 at 16:28
A moze ktos chce abym opisal nieco kulinarnych przygod? wspomaganych oczywiscie fotkami.
A moze chinskie wesele na wsi?
Październik 9th, 2010 at 22:23
Mistrzu, ja chętnie przeczytam wszystko co opublikujesz
Luty 26th, 2011 at 19:59
Czekamy na kulinarne artykuły 😉
Luty 24th, 2012 at 14:31
Witam wszystkich,
Po wielu miesiacach nieobecnosci, za kilka dni Grzegorz opublikuje moj nastepny artykulik. Obiecalem kulinarne wedrowki po chinskich restauracjach ale ten pierwszy bedzie nieco inny. Nawiazywac bedzie jednak do glownego tematu.Zapraszam do lektury i komentarzy.