źródło zdjęcia: Cezary Woch
Po południu jedziemy w góry, może szczęście dopisze i spotkamy kudu. Długą, kilometrami ciągnącą się wyboista trasę, toyota pokonuje z najwyższym trudem, buksując łysymi oponami przy podjazdach pod kolejne wzniesienia. Jedziemy w kierunku zachodzącego słońca. Obserwacja jest męcząca. Z satysfakcją spostrzegam, że zdarza mi się zauważyć żerującą lub odpoczywającą zwierzynę wcześniej od przewodnika i tropiciela. Jednak trzeba im oddać sprawiedliwość, że są absolutnymi profesjonalistami. Bezbłędnie rozpoznają poszczególne gatunki praktycznie na każdą odległość i potrafią określić ich płeć, kondycję i przydatność do ewentualnego odstrzału.
Doskonale znają zwierzynę, szlaki jej wędrówek i miejsca najbardziej prawdopodobnego z nią spotkania. Ku mojemu zaskoczeniu przed samochodem pojawia się stadko dzikich perliczek, dokładnie takich samych, jakie spotykamy na podwórkach naszych wiejskich gospodyń. W odległości około kilometra widzę żerującą przepiękną antylopę szablorogą, nieosiągalną dla mnie ze względu na bardzo wysoką cenę odstrzału, przez drogę przebiega eland, jedna z największych antylop na świecie. Spostrzeżeniom tym towarzyszy nieustające pohukiwanie jakichś gołębi które stwarza niesamowity, charakterystyczny tylko dla Afryki, niepowtarzalny nastrój. Miejscowi myśliwi i farmerzy dbają o dziką zwierzynę i bydło, chyba umownie zwane domowym z racji całorocznego przebywania na samodzielnym wypasie w buszu i zakładają sztuczne wodopoje będące gwarantem bytowania zwierząt. Całe przedsięwzięcie jest przemyślnie zorganizowane, ponieważ sztuczne zbiorniki na wodę napełniane są dzięki pracy pomp głębinowych zasilanych w energię elektryczną z baterii słonecznych. W miarę potrzeb woda ta w sposób samoczynny /grawitacyjnie/, rozprowadzana jest nawet do dość odległych wodopojów. Ingerencja człowieka sprowadza się jedynie do okresowych kontroli. Są one niezbędne chociażby ze względu na dewastowanie urządzeń przez pawiany… ! Małpy te z sobie znaną zaciekłością i zaangażowaniem wskakują na palety baterii słonecznych i czy to w formie zabawy czy
„chuligańskiego” wybryku, potrafią zdewastować je kompletnie! Pawiany uważane są za groźne i niebezpieczne szkodniki również z innego powodu. Potrafią zrobić duże spustoszenie w młodej populacji kopytnych a są w tym mistrzami, ponieważ oprócz ostrych kłów i silnych szczęk, mają do dyspozycji niezwykle sprawną parę
„rąk”, co czyni z nich prawdziwych profesjonalistów – morderców! Dlatego też myśliwi i farmerzy tępią je przy każdej nadarzającej się okazji. Kończył się powoli kolejny dzień pełen wrażeń i emocji. Słońce utrudzone całodzienną wędrówką dotknęło właśnie wierzchołka górskiego pasma, kiedy wyjeżdżaliśmy zza skalnego załomu. W złoto pomarańczowych promieniach słońca na niewielkiej półce skalnej, w odległości około 150 metrów, niczym wyrzeźbiony z brązu stał krętorogi kudu... Przez utrudzonych całym dniem myśliwych przebiegła znana im tylko, elektryczna iskra. Lornetki do oczu, a ja mam go już w lunecie. Nick ściszonym głosem mówi: jest stary i bardzo dobry! Wiem co mam robić. Górami targnął grom wystrzału. Nieruchomy posąg ożył! Runął w dół skalistego zbocza, by po około 100 metrach położyć się po raz ostatni... Wszystko działo się jak w przyśpieszonym filmie. Dopiero teraz, kiedy leży już ten królewski zwierz, symbol
Namibii, uświadamiam sobie, że oto zdobyłem kolejne piękne trofeum . Nick podkreśla, że kudu jest stary ma ponad 11 lat, a głowę jego zdobią wyjątkowo pięknie skręcone zwoje. Wszyscy się cieszą. Pierwszy kudu w naszej grupie, a jednak udało się! W zapadającym zmroku samoczynnie włącza się lampa błyskowa utrwalająca kolejny myśliwski epizod. Wracamy do domu. Rysiek cieszy się z ładnego gnu, ja ze strzelonego kudu, a czerń nocy rozświetlają miliardy gwiazd. Czy można chcieć czegoś więcej? W domu czekał na nas Przemek ze strzelonym bardzo ładnym oryksem. Przy kolacji Cat zadowolony z naszych sukcesów widząc, że sprawujemy się nienagannie zdradził w zaufaniu, że jesteśmy drugą grupą Polaków polujących u niego. Rano przy śniadaniu zwróciłem uwagę na zestaw europejskich owoców: jabłka, gruszki, winogrona. Zagadnąłem gospodynię, że będąc w Afryce, chętnie zjadłbym jakieś miejscowe owoce, chociażby banany. Popełniłem chyba jakiś nietakt, ponieważ otrzymałem zaskakującą odpowiedź, że
„u nas banany jedzą tylko stare Murzynki” i więcej nie wyrywałem się z żadnymi propozycjami…. . No cóż, co kraj to obyczaj...
Cezary Woch
Tagi: Cezary Woch, Namibia
Drukuj artykuł
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Skomentuj artykuł