źródło zdjęcia: Cezary Woch
Wspomnienie proboszcza i. R. Glüer'a o gminie na skraju niziny odrzańskiej Od sycowickiego małżeństwa, które na początku tego roku świętowało swoje złote gody, proboszcz i.R. Glüer otrzymał
„Crossener Heimatgrüβe”. Proboszcz działał w Sycowicach w latach 1919 – 1929, a później pożegnał się z okręgiem krośnieńskim,a po lekturze czasopisma przypomniał sobie kilka informacji. Sięgnął wówczas do pióra, lub – nowocześniej mówiąc – po maszynę do pisania i przeniósł poniższą paplaninę na papier.
Nazwa wsi pochodzi prawdopodobnie od rycerza Lutikera, a jej pisownia wyglądała kiedyś następująco
„Leuttersdorff”.
Sycowice leżą na Nizinie Odrzańskiej, na skraju obszaru lasu, który rozciąga się na północy aż do uskoku Warty. Gleba: piaski, które jednak przez bliskość wód gruntowych są raczej bagniste, a przez to całkiem żyzne. Piasek, czysty kwarc, nadaje się do wytopu szkła, co sprowadza się do powstania odległej o 4 kilometry
radnickiej huty szkła. Na początku wsi, patrząc od strony
Radnicy, stoi pięć domów robotniczych, nazywanych
„die Hütte” (chata). Rzemieślnicy mieli długą drogę do pracy, gdyż musieli ja pokonywać pieszo. Ziemia orna była w połowie
„wytworna”, gdyż była ona częścią olbrzymiego kompleksu leśnego i wiejskiego, należącego do księcia Hohenzollern – Sigmaringen. Wśród właścicieli chłopskiej ziemi ważną rolę odgrywała wielkość gospodarstwa, a także ogrodnicy i pracownicy dniówkowi (najemnicy). Nazwiska mieszkańców powiązane były z określeniem Torsaulen (tzn, iż nazwiska pochodziły od nazw gospodarstw). Tak więc np. właściciel położonego przy kościele gospodarstwa Setzke, nazywał się
"Kirchwoith – Setzke”. Był on protektorem i gminnym radnym kościelnym zarazem. Słowo
„Woithes” również określało nazwiska. Proboszcz przypomina sobie o
„Hedewoithe” (ponieważ położone było na skraju lasu) i
„Bierwoithe”. W odległej pamięci zachował jeszcze dwa inne nazwiska ze słowem setzke
„Kohldrack – Setzke” i
„Setzke – Drescher.” W Sycowicach żyło tylu mieszkańców o nazwisku
„Pfennig”, że razem tworzyli całą markę. Pierwsze gospodarstwo należało do Pfenninga nr 1, dalej mieszkali Pfennig – Gaike, Pfennig – Finke, Schulz – Pfennig itd. Wiejskie łąki rozciągały się wzdłuż jeziora …??? (Chausee) od
Krosna do Schwiebus. Jezioro rozciągało się od południowego zachodu na północny wschód. Pośrodku było ono tak szerokie, że wzdłuż niego można by postawić kościół. Po wschodniej stronie położony był majątek, a naprzeciwko niego plebania. Nieco dalej znajdowała się szkoła, w której znajdowała się też kasa oszczędności (prawdopodobnie związana z nazwiskiem sołtysa Salle). Wiejskie błonia leżały na zachód od kościoła. Otoczone były starą karczmą, nowym gospodarstwem gościnnym Dreschera, a naprzeciw znajdował się sklep mięsny Rudolpha. Niedaleko był także sklep mięsny Assmanna, a naprzeciwko sklep Therese Menzel. W winklu tego miejsca znajdowała się kuźnia Gierke. Następnie mieszkał krawiec Mattner, siodlarz Wenzke i ogrodnik Werner. Dalej była poczta (Max Ganz), leśniczy, piekarz Hűlsenitz, stolarz Wagner i murarz Krug. Tak więc cała wioseczka liczyła ok. 650 dusz. Na skraju lasu położony był piękny cmentarz. Przed dwoma laty odwiedziła go mieszkająca teraz we Frankfurcie nad
Odrą była mieszkanka Sycowic. Opowiedziała ona, że wiele nagrobków zostało zniszczonych. Czyżby Polacy nie mieli czci dla zmarłych? W roku 1936 rozegrała się w naszych ukochanych Sycowicach swego rodzaju tragikomedia. Proboszcz dowiedział się o wszystkim z listu, który pozwalam sobie poniżej zacytowaċ i skomentowaċ. Dzierżawcy majątku Minde dreptał po piętach inny dzierżawca. Ten chciał szybciej zarobić pieniądze. Umieszczał on ogłoszenia w gazetach berlińskich, namawiając do wizyty w
“Bad Leitersdorf”, starym przybytku rodu Hohenzollern (willa w berlińskim stylu z ok 1900 roku, wzniesiona tanim kosztem). W ogłoszeniach była także mowa o przyległych do domu łąkach, możliwości polowania, kąpieli (droga do jeziora wiodła 2 km przez pole i 1 km przez las), łowienia ryb. Jedzenie było pierwszorzędne, pochodziło bezpośrednio od wytwórcy. Znajdowała się tam też stara biblioteka zamkowa Hohenzollernów, w której były książki wydawnictwa Reclam. Do Sycowic ciągnęły tłumy ciekawskich
Berlińczyków. Zaproponowali oni handlarzowi rowerów, który otworzył wypożyczalnię rowerów, aby zakupił nowy samochód. Napływ turystów był tak olbrzymi, że w starej siedzibie Hohenzollernów brakowało niekiedy miejsca. Goście musieli wtedy zatrzymywać się u chłopów. Ulica zaludniona była wielkomiejskimi parami, ubranymi w modne kostiumy kąpielowe. Wielu turystów wyjeżdżało oburzonych i rozczarowanych z tego powodu.
“Bad Leitersdorf” stał się jedynie epizodem. Nie można się pożegnać z Sycowicami, nie wspominając o starym obyczaju: o
“kolorowaniu” na Zielone Świątki. Przed każdym domem zamiatano ulicę, a następnie usypywano z białego lub czerwonego piasku różne kształty i ozdabiano je kołami lub falami oraz liśćmi tataraku lub czymś zielonym. Sąsiedzi rywalizowali ze sobą o to, kto najpiękniej ozdobi ulicę. We wsiach sąsiednich także
“kolorowano”, ale w Sycowicach robiono to najpiękniej. Był to wyraz bogactwa uczuć i poczucia kultury mieszkańców tej okolicy.
Wyszukiwanie i wybór tekstów Aneta Sopoćko i Cezary Woch, źródło: Crossener Heimatgrube, tłumaczenie Aneta Sopoćko Artykuł w języku niemieckim
GALERIA: (kliknij na zdjęcie aby je powiększyć)
Tagi: Sycowice
Drukuj artykuł
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Skomentuj artykuł
Czerwiec 26th, 2009 at 22:33
Pierwsze i ostatnie zdjęcie przedstawia znane widoki, ale kto wie które miejsce w Sycowicach przedstawia drugie zdjęcie? Ja nie mam pojęcia…