Drukuj artykuł Drukuj artykuł

Ofensywa wojsk radzieckich

Wojska radzieckie w Polsce

źródło zdjęcia: Cezary Woch

Anna Meckaniak część 3 W tym czasie ofensywa wojsk radzieckich była tak silna, że wojska niemieckie zaczęły się wycofywać, a przed nimi jeszcze uciekali cywilni Niemcy znad Morza Czarnego i z głębi Rosji. Wędrówka tych ludzi zaczęła się już w drugiej połowie 1944 roku. Przemieszczali się najczęściej wozami zaprzężonymi w jednego albo dwa konie. Bardzo często były to wozy drabiniaste na których zgromadzony był możliwy do zabrania dobytek. Najczęściej powoziły kobiety albo nieletni chłopcy, bo dorośli mężczyźni byli na frontach. Prawie nie było samochodów, ponieważ nie było mężczyzn posiadających stosowne uprawnienia a i zaopatrzenie w paliwo było prawie niemożliwe. Kobiety na ogół również nie posiadały uprawnień do kierowania pojazdami. Brudni, wynędzniali i zmęczeni długą drogą, wyglądali jak cyganie. Były to bardzo duże grupy ludzi i znaczna ich część przemieszczała się drogą Świebodzin, Radnica, Krosno. Z tymi przemarszami związana była konieczność zapewnienia uchodźcom pomocy w zakresie zakwaterowania, wyżywienia i udzielenia pomocy lekarskiej. Organizacją tego zajmował się sekretarz NSDAP. Do moich zadań należało miedzy innymi dowożenie osób potrzebujących pomocy lekarskiej do Krosna. Sekretarz partii dał mi konia, sanie, jako woźnicę Polaka i woziłam tam tych ludzi. Transport do Krosna przebiegał bez większych problemów, natomiast powrót do Będowa stwarzał ogromne trudności, ponieważ jechać trzeba było pod prąd zajmujących całą drogę uciekinierów. Często wracaliśmy ponad dwie godziny jadąc rowami i polami. Kiedy nie transportowałam ludzi do lekarza, wraz z innymi dziewczynami chodziliśmy do gospodarzy i zbieraliśmy: ziemniaki, kapustę, warzywa i kto co tylko mógł dać a po południu gotowaliśmy to wszystko na terenie rzeźni. Pod wieczór napływała fala uchodźców a sekretarz partii kierował ich na kwatery. Po zakwaterowaniu przysyłani byli do naszej „stołówki”, gdzie przychodzili ze swoimi garnkami czy wiadrami i dostawali w zależności od ilości osób: chleb, coś do chleba i zupę. Niemieckie radio wielokrotnie podawało komunikaty, aby kobiety wystrzegały się sowieckich żołnierzy, bo grozi im niebezpieczeństwo gwałtu. Myśmy nie zdawali sobie z tego sprawy uważając, że jest to przecież niemożliwe, a podawane komunikaty są taką tam gebelsowską propagandą mającą na celu zniechęcenie nas do Rosjan. Późniejszy czas pokazał jednak, że w komunikach podawano prawdę… ! Rosjan zapamiętałam jako ludzi którzy z chwilą pojawienia się rabowali konie oraz wszelki dobytek jaki tylko się dało i wyszukiwali kobiety które później gwałcili. Konie rabowali tak, że często nawet gospodarze nic o tym nie wiedzieli. Równolegle z ich przemarszem wyciągane były z domów kobiety. Nie chcę specjalnie o tym mówić bo opowiadał już o tym mój Brat, ale powiem jedynie później, w jaki sposób dotykało to mnie. Niektórzy z Rosjan mieli trochę kultury, ale to była raczej rzadkość. Wspomnę jeszcze przedtem o sprawie, o której mało kto wie. Wśród Rosjan kręcili się Niemcy wzięci do niewoli pod Stalingradem. Byli bardzo dobrze ubrani w radzieckie mundury, a na ich naramiennikach widniały oficerskie dystynkcje. O ich bardzo dobrym traktowaniu przez Rosjan świadczy chociażby fakt przydzielenia im adiutantów którzy miedzy innymi czyścili ich buty i prasowali mundury. Wszyscy bardzo dobrze posługiwali się językiem rosyjskim. W późniejszych czasach z audycji radiowych i telewizyjnych dowiedziałam się, że wielu niemieckich oficerów kończyło przed wojną akademie wojskowe w Związku Radzieckim i stąd u nich była znajomość tego języka. Sowieci którzy schwytali ich w stalingradzkim kotle, „przekabacili ich na swoją stronę” i jako „swoich” najprawdopodobniej szykowali na wojskowe stanowiska w późniejszej armii NRD. U moich sąsiadów pracował Polak z którym trochę się przyjaźniliśmy. Doskonale zdawał sobie sprawę z grożącego mi niebezpieczeństwa i powiedział, że jak przyjdą ruscy to mamy go natychmiast powiadomić. Kiedy w wiadomych sprawach zjawili się u nas sowieccy sałdaci, natychmiast pojawił się Franek. Jeden z ruskich zapytał: „a ty szto takoj?”, on na to odpowiedział, że jest Polakiem a wskazując na mnie powiedział, że to moja żona. „Nu a pacziemu ona gawarit tolko pa giermansku”? A to dlatego, że ja ją tu poznałem i tu wzięliśmy ślub. Ruscy nabrali się na te „plewy” i jak niepyszni poszli sobie. Najgorsze było to, że przez długi okres czasu wracali oni spod Berlina i wszyscy postępowali tak samo. Pamiętam, że przez tydzień prawie nie wychodziłam spod łóżka na którym spała Matka. Obok tego łóżka postawiona była kanapa i stół z krzesłami, a ja pod łóżkiem na płaszczu brata i małej poduszeczce dzień i noc. W tej pozycji można było zjeść kawałek chleba ale jak zjeść zupę… ? W następnych dniach w naszym domu gromadzili się wszyscy Polacy z naszej wsi, którzy chociaż byli już ludźmi wolnymi, przychodzili aby mnie bronić. Tak jak nas uczono, myśmy dodatkowo chronili się w piwnicy. Zaklejaliśmy papierem wszelkie nieszczelności, gromadziliśmy wodę i worki z wilgotnym piaskiem na okoliczność, gdyby ruscy puścili gaz obezwładniający. Polacy lubili mnie, bo wielu z nich pomogłam w różny sposób a nawet w taki, że jak widziałam, że chłopak miał dziurawe skarpety to mu je pocerowałam albo i oddałam swoje. Dla Franka który z moim bratem woził mleko do Sulechowa, nieraz Ojcu podbierałam papierosy i dawałam temu chłopakowi, niech tam sobie ma… . Matce Franka moja Matka wiele razy dawała ubrania dla jego siostry która pracowała zimą na kolei. Robiliśmy to tak, żeby inni ludzie nie widzieli, bo Niemcy i tak mieli pretensje do Ojca za to, że sprzyja Polakom… . Pewien ruski wojskowy który stacjonował u nas, chyba ze sześć razy wracał spod Słubic po zaopatrzenie dla koni takie jak siano i owies. Powiedział nam, że jeśliby inni ruscy chcieli coś od nas wziąć, to mamy powołać się na niego i ich wygonić. Łatwo było mu mówić, a nam trochę gorzej to zrealizować, bo sowieci byli bardzo natarczywi, ale jakoś nam się udawało ich przekonać. Przyjeżdżali spod Słubic na kilka dni, mieli konie i wozy na naszym podwórku, wystawiali warty i żaden inny ruski nie śmiał wtedy nas nachodzić. W końcu wywiesiliśmy biało-czerwoną flagę i dali nam spokój. Po wojnie życie zaczynało się powoli stabilizować, ale niekoniecznie dla nas. Przyjęliśmy obywatelstwo polskie a znający język niemiecki sołtys Edward Marciniak woził nas w tym celu bryczką do Krosna. Nie wszyscy jednak nowi mieszkańcy Będowa byli dla nas życzliwi. Szczególnie źle wspominam ludzi z białostockiego i poznaniaków którzy często opuścili własne gospodarstwa szukając „na zachodzie” skarbów i bogactwa. Tu jednak żadnych skarbów nie było, ale była za to ciężka i mozolna praca i dorabianie się które trwało latami. Napływało coraz więcej ludzi którzy tym bardziej zazdrośnie spoglądali na nasz latami gromadzony dobytek. Była żniwiarka, kosiarka, grabiarka, różne pługi, motory, młocarnia czyszcząca zboże i praktycznie wszystkie potrzebne w gospodarstwie maszyny. Dobrze by było to wszystko przejąć „za darmochę”. Już nawet podzielili pomiędzy siebie wszystkie nasze maszyny, ale najpierw musieli nas stąd „wykurzyć”…! Wypominano nam nasze niemieckie pochodzenie, nasyłano UB a mnie i Ojca zamknięto nawet w Krośnie w tym powszechnie znienawidzonym urzędzie. Kiedy sołtys dowiedział się o otrzymaniu przez nas stosownego pisma zaproponował, że pojedzie razem z nami i zawiózł nas tam własną bryczką. Kiedy zorientował się jednak, że tu nie chodziło o jakieś tam przesłuchanie, ale o pozbawienie nas wolności, natychmiast zaczął działać. Skontaktował się z sekretarzem partii, powiedział, że zostawiłam w domu małe dziecko które karmię piersią i dotąd „wiercił dziurę w brzuchu”, aż nas wypuścili tego samego dnia. Razem wróciliśmy do domu już po ciemku. Nie poprzestano jednak na tym, bo sporządzono na wsi jakieś pismo do UB i zbierano podpisy na załączonej liście aby nas wyrzucić „za Odrę. Miało się to odbyć bardzo oficjalnie na wiejskim zebraniu, w towarzystwie funkcjonariuszy z UB i sekretarza partii. Kiedy się o tym dowiedziałam zrozumiałam, że trzeba szybko działać, bo bezczynność źle się dla nas skończy. Poprosiłam Matkę aby dała mi adres naszego wujka który był komendantem milicji w Międzychodzie. Czym prędzej pojechałam na pocztę do Nietkowca ale kłopot był w tym, że nie umiałam pisać po polsku a urzędniczce nie wolno było za mnie tego zrobić. Mojej rozmowie na poczcie przysłuchiwał się jakiś mężczyzna który zaproponował mi, że napisze za mnie ten telegram. Podałam mu adres i tekst: „ przyjeżdżaj natychmiast” i imię mojego Ojca, Michał. Wujek Wawrzyn niewidziany przez nikogo przyjechał tego samego dnia wieczorem, a my poszliśmy na zebranie. Za prezydialnym stołem siedział sekretarz i „aktywiści partyjni”, oraz ludzie z UB. Kiedy zebranie zaczynało się „rozkręcać”, na salę wszedł w milicyjnym mundurze nasz wujek. Ci za stołem poderwali się i zaczęli z nim grzecznie witać. Wujek prze chwilę przysłuchiwał się wypowiedziom a później wstał i dał wszystkim „pater noster”. Zapytał, czy ludzie których chcą wyrzucić ze wsi zrobili Polakom jakąkolwiek krzywdę? Wskazał na świadka który był tu w czasie wojny i mógł poświadczyć, że Kryniewieccy zawsze pomagali Polakom. Wstał wtedy stary Wasilewski i wszystko to potwierdził o czym mówił wujek. Tym „za stołem” zrobiło się nijako, zebranie czym prędzej zakończono a nam dano spokój. Od tamtej pory sytuacja tak się odwróciła, że kilkakrotnie przyjeżdżało do nas UB z grzecznym zapytaniem czy nam czasem nie dokuczają…!? Prosili, żeby „w razie czego” , natychmiast ich powiadomić. Nieraz nocowali u nas, jedli kolację, graliśmy w karty i byliśmy „pod opieką” tak sobie myślę, że dzięki wujkowi… .

Cezary Woch

GALERIA: (kliknij na zdjęcie aby je powiększyć)

Drukuj artykuł Drukuj artykuł

Jeden komentarz do artykułu “Ofensywa wojsk radzieckich”

  1. Administrator

    Defilada Zwycięzców (2007) – część 1/5

    Defilada Zwycięzców (2007) – część 2/5

    Defilada Zwycięzców (2007) – część 3/5

    Defilada Zwycięzców (2007) – część 4/5

    Defilada Zwycięzców (2007) – część 5/5

Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.

Skomentuj artykuł

Nasz serwis wykorzystuje pliki "cookie". W przypadku braku zgody prosimy opuœścić stronę lub zablokować możliwośœć zapisywania plików "cookie" w ustawieniach przeglądarki.