źródło zdjęcia: Cezary Woch
Michalina Puszkarska część 4 Młodzi ludzie podejmują szybkie decyzje i taką decyzję podjęłam również ja z Ryśkiem. Niedługo po naszym poznaniu się przeprowadziłam się do Sycowic. Zamieszkaliśmy w domu którego dzisiaj już nie ma, a który znajdował się naprzeciwko zabudowań Wolniewicza a dzisiaj Pani Siergiejewiczowej. Była to w tym czasie mała, a na dodatek rozszabrowana chałupka która po niezbędnych pracach remontowych okazała się bardzo ciepła i przytulna. W tym czasie w domu w którym mieszkam do dzisiaj zamieszkiwało jakieś starsze małżeństwo. Odwiedzając nas narzekali, że mieszkają w dużym zimnym domu a im na stare lata przydałby się mały i ciepły. Od słowa do słowa zaproponowali nam zamianę domów z czego skorzystaliśmy w 1960 roku.
Nowy duży dom był rzeczywiście zimny i nie wykończony a jak powiedziała mi odwiedzająca nas kiedyś mieszkająca w nim
Niemka, jej ojciec wybudował go w pośpiechu tuż przed wybuchem wojny i nie zdążył go wykończyć. W miarę dorabiania się wszystkie wolne pieniądze przeznaczaliśmy na jego remont i wykańczanie a było tego sporo: okna, podłogi, tynki. Pamiętam, że w ciągu dwóch pierwszych lat woda zamarzała mi w kuchni a w czasie silnego wiatru firanki „fruwały”… . Dbaliśmy tylko o to aby dzieciom było ciepło a była ich spora gromadka bo aż siedmioro. Gospodarstwo nasze nie było duże. Mieliśmy 2 ha gruntu ornego i 1,70 ha łąki, uprawialiśmy żyto i ziemniaki, mieliśmy dwie krowy i cielaka, kilka świnek i spore stadko kur i kaczek. Do prac w polu najmowaliśmy konie za co płaciliśmy albo odrabialiśmy. Mąż dodatkowo pracował w Zastalu w
Zielonej Górze co pozwalało nam przyzwoicie i godnie żyć. Było to właściwie główne źródło naszego utrzymania, bo z tej małej gospodareczki nie byłoby to możliwe zwłaszcza w sytuacji, kiedy musieliśmy prawie za darmo odstawiać w ramach tzw. kontyngentu mięso, zboże i mleko. Ludzie ciężko pracowali ale szanowali się, sprzyjali sobie i byli dla siebie bardzo życzliwi, często odbywały się zabawy na których świetnie się bawiliśmy. Organizowali je strażacy albo koło gospodyń a wszystkie zarobione pieniądze przeznaczaliśmy na wyposażenie świetlicy lub na inne wspólne cele które służyły całemu ogółowi. Nieraz w wolnych chwilach siadaliśmy z sąsiadami na łące, graliśmy w karty, mężczyźni zawsze
„coś tam” ze sobą przynieśli, kobiety trochę poplotkowały i stwarzało to miedzy ludźmi więź której dzisiaj nie uświadczysz… . Kiedy z perspektywy minionych lat patrzę na swoje życie to muszę powiedzieć, że jestem z niego bardzo zadowolona. Miałam dobrego męża, który był dobrym gospodarzem i troskliwym ojcem, razem wychowaliśmy siedmioro dzieci na porządnych i uczciwych ludzi. Teraz z satysfakcją patrzę, jak w dorosłe życie wchodzą moje wnuki i wnuczki, jak uczą się studiują i zakładają swoje rodziny. Czy można chcieć czegoś więcej …? Boleję tylko nad tym, że ci dobrzy kresowi ludzie odeszli bezpowrotnie, młodzi pokończyli szkoły i wyjechali, a
Sycowice nie bardzo moją godnych następców…
Cezary Woch
- KONIEC -
GALERIA: (kliknij na zdjęcie aby je powiększyć)
Drukuj artykuł
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Skomentuj artykuł
Kwiecień 28th, 2009 at 14:26
Kiedy z Panią Michaliną przy herbatce, oglądaliśmy dziesiątki zdjęć z Jej domowego „archiwum”, zwróciłem uwagę na to, że wszystkie są poświęcone Rodzinie, a nie ma tam ani jednego zdjęcia sprzed wojny. Pani Michalina odpowiedziała mi tak: proszę pamiętać, że do Polski przyjechałam w tym w czym stałam, bez żadnych dóbr czy bagaży. Ja stamtąd UCIEKAŁAM ratując życie…., nie był to czas pamiętania o zdjęciach… . Na zdjęciach które teraz oglądamy, jest moja obecna Rodzina i ona jest dla mnie największą wartością którą mogę się pochwalić… .
Lipiec 4th, 2012 at 10:34
Witam serdecznie, a prosze mi dokładnie powiedzieć, bo nie wiem czy sięnie mylę, czy aktualnie mieszka Pani koło Mieczysława Żaby? pozdrawiam
Lipiec 4th, 2012 at 17:29
Pozwolę sobie odpowiedzieć w zastępstwie. Pani Michalina mieszka właśnie w tym miejscu.