Drukuj artykuł Drukuj artykuł

Los tysięcy Warszawiaków

los Warszawiaków w czasie wojny

źródło zdjęcia: sxc.hu

Michalina Puszkarska część 3 Rysiek pochodził z Białołęki pod Warszawą i w czasie wojny był kilkakrotnie wywożony na roboty przymusowe do Niemiec. Jego los był podobny do losu tysięcy Warszawiaków z tą różnicą, że miał szczęście przeżyć! Szczegółów jego dramatycznych przejść nie znam dokładnie, nie pamiętam nazw ulic, dat poszczególnych wydarzeń i miejscowości w których przyszło mu żyć, ale jedno jest pewne, że starczyłoby tego na scenariusz do fabularnego filmu. Pewnego razu w okupowanej Warszawie miał nieszczęście dostać się do niemieckiego kotła, którą to łapankę Niemcy zorganizowali jako odwet za kolejną akcję podziemia. Łapali zupełnie przypadkowych ludzi, aby takimi terrorystycznymi działaniami złamać wolę walki i oporu. Po spędzeniu odpowiedniej ilości osób zapowiedzieli, że co dziesiątą wezmą na rozstrzelanie. Rysiek miał pecha być dziesiątym i wraz z innymi został załadowany do ciężarowego samochodu. Doskonale wiedział, gdzie i po co będzie wywieziony… . Jeśli stanie już przed plutonem egzekucyjnym, na jakiekolwiek działanie będzie za późno! Jedyną szansę dawała ucieczka w czasie przejazdu. Kiedy samochód ruszył, gorączkowo zaczął poszukiwać słabego punktu na pace samochodu. Wreszcie znalazł obluzowaną deskę, trochę jej „pomógł” i wykorzystując odpowiedni moment, wyskoczył z tego transportu śmierci. Wmieszał się w tłum i tyle go widzieli… . Po pewnym czasie dostał wezwanie kierujące go do pracy przymusowej. Zgodnie z tym wezwaniem stawił się na miejsce zbiórki i został wywieziony do pracy w cukrowni w Prusach Wschodnich. Po zakończeniu kampanii cukrowniczej skierowany został z kolei do pracy w majątku ziemskim leżącym w pobliżu granicy z Generalną Gubernią. Praca w tym majątku nie bardzo mu odpowiadała i korzystając z dobrej znajomości nielegalnych przejść przez granicę, którą to wiedzą dysponował pewien miejscowy mężczyzna, uciekł z powrotem do Warszawy. Po pewnym czasie został ponownie złapany i wywieziony do Niemiec również do pracy w majątku. Niemieckie wsie pozbawione były dorosłych mężczyzn a przecież trzeba było wyżywić kobiety i dzieci oraz zapewnić żywność na potrzeby rozlicznych frontów. Stąd też miały miejsce „nerwowe” działania okupanta, zmierzające do zapewnienia systematycznego dopływu siły roboczej. Praca w tym majątku i kiepskie wyżywienie Ryśkowi nie bardzo jednak odpowiadały i znowu dał stamtąd nogę. Kiedy już dotarł do Warszawy odpowiednie służby „namierzyły go” i zapowiedziały, że jeśli ucieknie po raz trzeci, to dostanie „kulę w łeb”. Trudno mi dzisiaj powiedzieć gdzie to było, ale Rysiek został wywieziony do łagru w którym przebywał sześć tygodni. Stosunkowo krótki czas pobytu i skrajnie trudne warunki egzystencji miały prawdopodobnie pełnić rolę „resocjalizacyjną” i ostrzegawczą dla przebywających tam więźniów. W trudnych zimowych warunkach dostawali cienki kawałek chleba przez który można było patrzeć jak przez okulary, czarną kawę i zupę z jakiejś zgnilizny. Ludzie marli jak muchy a ci którzy pozostawali przy życiu, za wszelką cenę starali się przetrwać. Każda jakimś cudem zdobyta kromeczka chleba, odrobina ciepła „zabrana” koledze który właśnie umarł, były na wagę życia, bo złoto jakież mogło mieć znaczenie? Rysiek przetrwał ten przedsionek piekła… . Po sześciu tygodniach, z tego łagru został skierowany do pracy w trzydziesto hektarowym gospodarstwie rolnym, gdzieś w okolicy Gubina. W gospodarstwie tym była żona Niemca który akurat był na froncie, jego dorosła córka i syn w wieku szkolnym, ciocia i ojciec. Do pracy w polu były przeznaczone dwa konie i ciągnik. Rysiek był sprytny i dobrze radził sobie z koniecznymi pracami. Mając za sobą przejścia związane z pobytem w łagrze, tym razem nie planował ucieczki. Pewnego razu a było to na jesieni, przywiózł ostatni wóz buraków i właśnie kończył jego rozładowywanie. W tym czasie podeszła do niego córka gospodarzy i zażądała aby przerwał tą pracę i pościelił pod krowy, ponieważ ona właśnie idzie doić. Rysiek odpowiedział, że zrobi to za chwilę kiedy tylko zrzuci resztę buraków. Młoda Niemka której nie mieściła się w głowie niesubordynacja tego „niewolnika”, uderzyła go z zaskoczenia dużym burakiem w ten sposób, że Rysiek upadł. Pozbierał się jednak, dokończył rozładunek i dopiero poszedł pościelić pod krowy. Na kolację, został za to „ukarany”, podaniem jakiejś cienkiej polewki z kawałeczkiem chleba. Po sąsiedzku mieszkał wioskowy żandarm który nie darzył sympatią obu tych kobiet. Wiedział o tym od kolegi Polaka który akurat pracował u tego żandarma i postanowił to wykorzystać. Po kryjomu przedostał się do sąsiedniego gospodarstwa i poskarżył się temu żandarmowi. Ten zaraz udał się do tych kobiet, przeprowadził z nimi rozmowę i wręczył od razu skierowanie do jakiejś władzy zwierzchniej. Właścicielka gospodarstwa udała się tam i przeprowadzono z nią odpowiednią rozmowę. Zasadniczym motywem tej reprymendy było ostrzeżenie, że jeśli jeszcze raz nie da pracownikowi posiłku, to będzie jej zabrany i sama zostanie na gospodarstwie. Wypomniano jej też, że miała już trzech innych których traktowała w podobny sposób. Rysiek dowiedział się o tym przypadkowo, bo kobiety nie wiedziały, że zna trochę język niemiecki a nauczył się go obcując z Niemcami już w Białołęce, ponieważ była tam jedna niemiecka rodzina mieszkająca po sąsiedzku. Gospodyni mając taką niewesołą perspektywę, spuściła nieco z tonu, bo po przyjeździe z tego urzędu przygotowała mu od razu dobry posiłek i przynajmniej w tym zakresie sprawy się unormowały. Cały czas jednak wykazywała swoją „wyższość rasową”, ignorując ewentualne rady i podpowiedzi Ryśka w sprawach dotyczących gospodarstwa. Kiedyś w czasie sianokosów zażyczyła sobie wożenia siana w niedzielę. Rysiek chciał ją odwieść od tego pomysłu uzasadniając, że siana zostało niewiele, że jest niedziela i nie ma takiej pilnej konieczności zwózki. Niemka była jednak uparta i postanowiła na swoim. W czasie załadunku siana ni stąd ni zowąd wyszła mała chmurka, zaczęło się błyskać i nagle piorun uderzył w pobliżu pracujących ludzi. Nie wiem jak to się stało, czy spłoszyły się konie, czy też układająca siano kobieta przestraszyła się wyładowania, może została trochę porażona tym wyładowaniem, a może wszystko na raz, w każdym bądź razie babsko spadło z wozu i od tamtej pory nie chciało słyszeć o żadnej pracy w niedzielę… . Po tych przejściach na tej gospodarce które miały naturę ziemską i pozaziemską…, wszystko się unormowało i Rysiek nie miał już większych problemów. Dbał o gospodarkę i dzięki niemu prowadzona była wzorowo. Docenił to jej prawowity gospodarz który od czasu do czasu przyjeżdżał z frontu wschodniego na urlop. Oglądał gospodarkę, dziękował Ryśkowi za dobre jej prowadzenie i mówił, że jest dobrym gospodarzem. Za którymś razem ku zgorszeniu wszystkich miejscowych Niemców, zaprosił go do karczmy na piwo. Gospodarz nie był prostym żołnierzem i posiadał jakiś wyższy stopień wojskowy, a szemrzących Niemców uspokoił następującym stwierdzeniem: polecił im aby siedzieli cicho na swoich czterech literach, szczególnie wtedy kiedy on walczy na froncie a oni grzeją tyłki przy swoich piecach. Podkreślił przy tym, że w czasie jego nieobecności Rysiek jest jego gospodarzem a on jako frontowiec może robić to, co uważa za stosowne. Niemcy jak to Niemcy, zaraz spokornieli i dali spokój. Od tamtej pory kiedy tylko przyjeżdżał zawsze chwalił Ryśka a nawet pamiętał o drobnych upominkach dla niego z okazji świąt. Swojej żonie natomiast przykazał, że ma szanować tego pracownika który tak jak i oni jest człowiekiem, a ponadto ciężko dla nich pracuje. Poza tym wojna trwa i nie wiadomo jaki będzie jej koniec i nie wiadomo co ich będzie czekać…! Tak trwało do końca wojny. Warto podkreślić, że gospodarz ten będący od kilku lat na froncie miał inne spojrzenie na życie. Widział bowiem bezsensowną śmierć w imię jakichś opętańczych ideałów, za które musieli płacić prości i zwykli ludzie, żona jego natomiast była jeszcze pod wpływem hitlerowskiej propagandy stawiającej ją ponad innymi… . Na dzień przed wkroczeniem wojsk radzieckich na te tereny, we wsi pojawiło się SS ze swoimi trupimi główkami na czapkach i w bestialski sposób mordowało pracujących tam Polaków. Rysiek był właśnie u jednego ze swoich kolegów z którym spotykał się potajemnie, ponieważ kontakty pomiędzy „niewolnikami” były zabronione. Kiedy wyszedł od tego kolegi idąc opłotkami do „swojego” gospodarstwa, do obejścia które przed chwilą opuścił, wpadli SS-mani i zastrzelili tego kolegę. W ten sposób zginęło wielu Polaków którzy przeżyli całą wojnę a na jeden dzień przed wyzwoleniem odebrano im nie tylko życie ale i nadzieję którą mieli przez ostatnie pięć lat … ! Kiedy na drugi dzień wkroczyli Rosjanie, każdy poszedł w swoja stronę a Rysiek powrócił do Białołęki. Zastał swoją miejscowość całkowicie zniszczoną, pozostały tam tylko dwa całe domy. Jego Ojciec wykopał jakąś ziemiankę i tak tam żyli. Wtedy podjęli decyzję wyjazdu „na zachód” i w ten sposób znaleźli się w Sycowicach. Dostali gospodarstwo tu gdzie teraz mieszka Pani Brodnicka. Mój teść Romuald tęsknił jednak do rodzinnych stron i w 1952 roku powrócił „na swoje” do Białołęki. Niebagatelną przyczyną podjęcia takiej decyzji było powszechne po wojnie przeświadczenie o „tymczasowości” pobytu Polaków na ziemiach zachodnich, konieczność wywiązywania się z obowiązkowych dostaw i zła polityczna atmosfera „zimnej wojny”.

Cezary Woch

GALERIA: (kliknij na zdjęcie aby je powiększyć)

Drukuj artykuł Drukuj artykuł

4 komentarze do artykułu “Los tysięcy Warszawiaków”

  1. jerzy

    bardzo ciekawwy artykuł czekam na kolejne.pozdrawiam////

  2. admin

    Ciesze się 🙂
    Stronę od jej założenia odwiedziło już ponad 800 unikalnych gości.

  3. Cezary Woch

    Ja bym się jeszcze bardziej cieszył gdybyśmy mieli „wsparcie”, w postaci innych autorów publikujących takie „artykuły”…., a przynajmniej bardziej wnikliwe komentarze…. .

  4. Administrator

Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.

Skomentuj artykuł

Nasz serwis wykorzystuje pliki "cookie". W przypadku braku zgody prosimy opuœścić stronę lub zablokować możliwośœć zapisywania plików "cookie" w ustawieniach przeglądarki.