źródło zdjęcia: sxc.hu
Edward Gąsiewski część 3 Z chwilą wybuchu II wojny światowej miałem 17 lat i nikt z nas nie wiedział w którym kierunku potoczy się koło historii. Najpierw weszli Niemcy, a niedługo po nich Sowieci których zdecydowanie nie lubiliśmy. Niemców traktowaliśmy nieco przychylniej od bolszewików a trwało to do czasu, kiedy powstała partyzantka i Niemcy w sposób bezwzględny zaczęli stosować represje i terror. Rozstrzeliwania były na porządku dziennym. Byłem na liście do wywozu na roboty do Niemiec, ale wykręciłem się od tego podejmując pracę w lesie nadzorowanym przez okupanta.
W okresie międzywojennym kresowa młodzież wychowywana była w duchu głębokiego patriotyzmu i w świadomości, że Polski trzeba bronić do upadłego i za wszelką cenę! Wielka w tym zasługa moich Rodziców i nauczycieli. Ja jako jeden z nielicznych ukończyłem siedmioletnią szkołę podstawową.
Będąc małym chłopcem przez cztery lata chodziłem na piechotę 4-5 kilometrów do szkoły w miejscowości Wincuki. Łąki i pastwiska tej wsi były bardzo rozległe i ciągnęły się aż do naszej gospodarki i to była moja droga do szkoły. Piątą i szóstą klasę kończyłem w Gieranonach a siódmą w Dziewiniszkach. W zimie Ojciec podwoził mnie saniami a później wynajął mi mieszkanie. Nauczyciele mieli matury i widać po nich było, że są ludźmi na poziomie, a przejawiało się to w ich sposobie mówienia, ubierania się, w pewnej otaczającej ich godności i stosunku do uczniów. Szkoła w Dziewiniszkach nosiła imię Adama Mickiewicza a uczyli w niej fantastyczni nauczyciele. Dyrektorem szkoły był Pan Włodzimierz Soroko który nauczał matematyki i wychowania fizycznego, a poza tym pięknie grał na skrzypcach. W niedzielę chodził do kościoła i z jedną z nauczycielek razem z organistą, wspólnie koncertowali w czasie mszy świętej. Nauczyciel od religii, Pan Dyrektor i Pan Wałachowicz grywali z nami w piłkę siatkową. Dyrektor podzielił los polskiej inteligencji na kresach, to znaczy został wraz z żoną i 6-7 letnią córeczką wywieziony na Sybir i ślad po nim zaginął. Pamiętam też wspaniałą nauczycielkę, Panią Remiszewską która uczyła języka polskiego. Kiedy mówiła o naszej Ojczyźnie zawsze była wzruszona i oczy jej wilgotniały. Wszyscy uczniowie to widzieli, ale nikt nie ośmielił się tego komentować, ani też nie rozmawialiśmy o tym między sobą, tylko coraz bardziej ją lubiliśmy. Bardzo wcześnie zaczęła powstawać skadrowana struktura organizacyjna AK /początkowo Związek Walki Zbrojnej/, która najpierw walczyła z Niemcami a później z bolszewikami. Obowiązywała ścisła konspiracja do tego stopnia, że często nawet w rodzinie nie wiedziano kto jest w organizacji. Do AK mógł wstąpić jedynie ten, kto otrzymał bardzo silną rekomendację od kogoś będącego już w jej strukturach. Pamiętam jak w dniu moich imienin 18 marca 1942 r. mój kolega w głębokiej tajemnicy, zaproponował mi wstąpienie do organizacji, z której to propozycji oczywiście skorzystałem. Ja działałem w konspiracji w miejscu zamieszkania, a brat Janek w skoszarowanej grupie bojowej. Prawdopodobnie mój Ojciec w tym czasie już należał do AK . Nigdy nie dane mi było tego potwierdzić, bo we wrześniu 1942 roku został on pomyłkowo wzięty za kogoś innego i zupełnie przypadkowo zastrzelony. Wraz z sąsiadem którego nazwiska nie pamiętam, jechał w nocy przez las z młyna w Lewaszowie. W lesie była zorganizowana jakaś zasadzka, wóz został ostrzelany a Ojciec przecięty serią z ruskiej pepeszy. Postrzelany był cały wóz i worki z mąką. Przerażony sąsiad który siedział z tyłu wozu i myślał, że na niego też nadeszła ostatnia godzina, zaczął krzyczeć po polsku i po rusku ale nikt się nie odzywał. Zszedł z wozu, złapał spłoszonego konia za kantar i tak dotarł w ciemnościach do naszego domu. Na początku mojego dorosłego życia zaczął się dla mnie bardzo trudny okres. Musiałem nie tylko nie dać się wywieźć czy zamknąć pod byle pretekstem, ale także utrzymać bez Ojca całą rodzinę, a na dodatek w późniejszym okresie zapracować na oczekiwania radzieckich partyzantów. Przychodzili nocami i brali co chcieli, głównie żywność a jeśli stawiałeś opór to mogli zniszczyć i gospodarstwo i człowieka, lepiej było po dobroci. Kiedy
Niemcy napadli na
Związek Sowiecki ukrywaliśmy się i spali w pobliskim zagajniku. Widzieliśmy jak eskadry niemieckich samolotów bezkarnie przelatują nad nami i bombardują pobliskie miasteczka. Ucieszyliśmy się z tego i z radością wróciliśmy do domu. Niestety radość nasza była jednak dość krótka. Wkrótce zaczęły się łapanki, najpierw wywózki na roboty do Niemiec organizowane przez jednego okupanta a później w głąb Związku Radzieckiego przez drugiego. Polska dziewczyna pracująca w sowieckim urzędzie ostrzegła nas, że jesteśmy na liście do wywózki na
Sybir. Ludzie a szczególnie mężczyźni, zaczęli pilnować się i ukrywać w przemyślnie wykonanych schronach i kryjówkach. W roku 1944 po wsiach zaczęły grasować tzw.
„łapuny” z NKWD, wyszukujący mężczyzn do skierowania na front do
„Ludowego” Wojska Polskiego. Dzisiaj może to wydawać się dziwne i mało zrozumiałe, ale przepojeni ideałami AK i wierni rządowi londyńskiemu, nie chcieliśmy walczyć w wojsku zdominowanym przez bolszewików! Byliśmy do niego nastawieni wrogo, bo to nie było
„nasze wojsko” ! Represje okupanta wzmagały nasz opór, ale ruscy byli bezwzględni. Za próbę najmniejszego oporu kula w łeb. Zginęło wtedy wielu młodych wartościowych ludzi. Ginęli szeregowi akowcy i ginęli ich legendarni dowódcy. Mogli oni żyć do dnia dzisiejszego, ale nie zginęli przecież na darmo. Szkoda, że umierając nie wiedzieli o tym, bo zawsze byłoby im lżej… .
ZGINĘLI ONI ZA NASZĄ OJCZYZNĘ, ZA NAS WSZYSTKICH I WSZYSCY POWINNIŚMY O TYM ZAWSZE PAMIĘTAĆ, CHOCIAŻBY DLATEGO, ŻE DZISIAJ JESTEŚMY LUDŹMI WOLNYMI !
Cezary Woch
Drukuj artykuł
Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.
Skomentuj artykuł
Lipiec 3rd, 2009 at 11:09
bardzo mi sie podoba artykuł bardzo wzruszający
Luty 5th, 2010 at 22:09