Drukuj artykuł Drukuj artykuł

Nazywam się Edward Gąsiewski

edward gąsiewski

źródło zdjęcia: wikipedia.org

Edward Gąsiewski część 1 Za oknem padają gęste płaty mokrego śniegu, a w przytulnej i gościnnej izbie wartko płyną słowa o kresach wschodnich, o akowskiej partyzantce, o ludzkim życiu i o Sycowicach. Słowa niekiedy ciepłe i przyjazne, a niekiedy zimne i ostre, jak klinga partyzanckiego bagnetu. Jest początek marca 2007 roku. Sycowice. Nazywam się Edward Gąsiewski i urodziłem się 22 sierpnia 1922 roku w  Antonowie, w województwie nowogródzkim, w powiecie Lida. Moi dziadkowie mieli bardzo duże gospodarstwo rolne gdzieś na północy województwa nowogródzkiego, aż pod granicą rosyjską. Po wybuchu pierwszej wojny światowej z nieznanych mi przyczyn uciekli stamtąd, pozostawiając  tam cały swój majątek. W powiecie oszmiańskim gdzie się osiedli, dziadek wydzierżawił duże gospodarstwo. Miał czterech synów, jednym z nich był mój Ojciec. Ojciec, który przez pewien czas przebywał w Ameryce, ożenił się i kupił w Antonowie od Wacława Butrymowicza gospodarstwo rolne o powierzchni 40,16 ha. Było tam początkowo 9 ha gruntów ornych, a pozostałe to łąki, około 5 hektarów lasu, zarośla i nieużytki. Grunty były średniej klasy, wszystkie łąki należało zmeliorować, ale były też  gliniaste ciężkie gleby takie, że lemiesze trzeba było klepać co  trzy, cztery dni. Melioracja maiła być zrobiona wkrótce, ale wybuchła wojna i wszystkie plany przepadły. Jak już wspomniałem, początkowo mieliśmy zaledwie 9 ha gruntów ornych, ale mój Ojciec oraz bracia Konstanty i Jan karczując las i zarośla, powiększyli  areał uprawnej ziemi do 29 ha. Była to ciężka i katorżnicza praca, ale pracowali chętnie, bo "na swoim". Po wykarczowaniu należało tą ziemię "wyrobić", co polegało  na oraniu karczowiska drewnianą, brzozową sochą posiadającą dwa "narożki" i żelazną odkładnię.    Był to z pewnością sprzęt prymitywny, ale w tamtej sytuacji zupełnie wystarczający, tym bardziej, że zasiane żyto rosło jak na drożdżach i pięknie plonowało. Ziemia uprawiona na karczowiskach miała strukturę podobną do stanowiska po ziemniakach. Wielką uciążliwością była duża ilość kamieni które musieliśmy zbierać i wywozić na pryzmy albo zakopywać głęboko w ziemi.  Kamienie zbieraliśmy głównie na zasiewach koniczyny i seradeli gdyż było ich tyle, że nie byłoby możliwe koszenie tych niskich zielonek. Nie było kosiarek ani żniwiarek  i wszystko kosiliśmy kosami a nawet żęli sierpami. Sierpy szły w ruch wtedy, kiedy potrzebna była żytnia słoma do krycia dachów. Takie żyto musiało być dobrze wymłócone, bo inaczej strzechę zniszczyłyby myszy. Dachy kryliśmy strzechą sami, a specjalizował się w tym Ojciec i brat Konstanty którzy robili to fachowo i wprost wyśmienicie. Tu na zachodzie krycie strzechą polegało na wiązaniu snopków a u nas na kresach, słomę rozścielało się warstwami i przyciskało cienkimi brzozowymi łatami wiązanymi kręconymi brzozowymi rózgami. Taki dach był równiutki jak stół i wytrzymywał około 40 lat. Pomiędzy większymi miastami były drogi z kamiennej kostki. Wszystkie drogi  lokalne były traktami gruntowymi, a poruszały się po nich wozy na drewnianych kołach z żelaznymi obręczami. Nie znaliśmy wozów na gumowych kołach i  nie mieliśmy energii elektrycznej.  W polu oraliśmy jednoskibowymi parokonnymi pługami i doprawialiśmy glebę siedmio zębowymi sprężynówkami na żelaznych płozach. Butrymowicze mieli pług trzyskibowy ciągnięty przez parę wołów. Brony były najczęściej w całości drewniane i tak duże, że jeden koń miał co ciągnąć. Zęby w tych bronach były grabowe i bardzo mocno osadzone przy pomocy skręconych brzozowych witek.

Cezary Woch

Drukuj artykuł Drukuj artykuł

2 komentarze do artykułu “Nazywam się Edward Gąsiewski”

  1. admin

    http://pl.wikipedia.org/wiki/Gmina_Lida – więcej informacji o Gminie Lida
    http://www.lida.by/ – oficjalna strona Gminy Lida

  2. Cezary Woch

    Kiedy po spisaniu relacji Pana Edwarda Gąsiewskiego i Pani Michaliny Puszkarskiej, zwróciłem się do wybitnego znawcy naszego regionu i opiekuna krośnieńskiego zamku Pana Jerzego Szymczaka o: wnikliwe zapoznanie się z nimi i wydanie opinii, czy są „coś warte”, odpisał mi tak.
    Panie Cezary!
    Jestem po lekturze spisanych przez Pana relacji mieszkańców Sycowic. Wywarły one na mnie ogromne wrażenie. Język, stylistyka, opis wydarzeń to jest właśnie to! Proszę, niech Pan dalej prowadzi zapiski!!! Ludzie Ci są skarbnicą wiedzy, naocznymi świadkami wydarzeń, czyli ich wiedza jest bezcenna. Za jakiś czas będą to niemi świadkowie dziejów, a Pańska praca spowoduje, że będą w świadomości innych ludzi żyli cały czas. Rekapitulując, bardzo dobrze Pan robi i kierunek obrany przez Pana jest właściwy.
    Łączę wyrazy szacunku.
    Jerzy Szymczak.

Komentarz wyraża opinie wyłącznie jego autora. Redakcja portalu sycowice.net nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.

Skomentuj artykuł

Nasz serwis wykorzystuje pliki "cookie". W przypadku braku zgody prosimy opuœścić stronę lub zablokować możliwośœć zapisywania plików "cookie" w ustawieniach przeglądarki.